nie tylko dzwony się rozdzwonią, ale także trąba archanioła koniec obwieści, dając pierwszy znak na to, aby zostawić ludziom jeszcze trochę czasu dla oczyszczenia. Trąba archanioła obwieści: „świętujcie odtąd“. I szczęście dla tego, kto to zrozumie. Także przyjazd księdza obwieścił: „świętujcie“. I bystreczanie żyli w świecie szczęśliwym, wiedzieli, że nic tak się nie opłaci jak przyjazd księdza i świętowanie. Wysilali się rzetelnie. Skoro ksiądz przyjechał, by wszystkich wyciągnąć z głównego strachu i z grzechu, to hajda, zrobić co można, zaczynając od szorowania chat, od mycia i strojenia się, a kończąc na spowiedzi! Ksiądz rozłożył zatem pobyt na trzy dni. Nie tylko przewidział swoje własne zmęczenie, także chciał dać wszystkim sposobność przyjścia do kaplicy.
Drugiego dnia wygłosił kazanie, które podawano sobie z ust do ust i zapamiętano. Wyszedł nad stromy brzeg Bystreca, gdzie znajdowały się spiętrzone kłody daraby, ciśniętej tam szalonym prądem wody i wspiął się na nie. Od kiedy daraba wylądowała, stając dęba na cmentarzu, nikt więcej tych kłód nie ruszył, i ksiądz używał ich sobie za kazalnicę. Słońce parzyło, ludzie zrzucali kożuchy, przeciwległy brzeg Bystreca odbijał mocno słowa kaznodziei.
Do gromadki tej, którą jak mniemał wykołysał od dzikości do jakiego takiego obyczaju, mówił chętniej, swobodniej, przeto weselej:
— Siadajcie zaraz ze mną na darabę i przed siebie piorunem! Bystrecem na Czeremosz, Czeremoszem hoc-hoc przez huki-zakręty popod skały aż do Prutu, potem Prutem szeroko do Gałacu i hajda, wielkim Dunajem aż do morza!
Słuchacze od razu poderwali się, potrącając się, ściskając, jakby śpieszyli ku darabie, na to by z księdzem ruszyć w świat. Z kolei ksiądz obrazował żywo fale morskie, a przejęci słuchacze otwierali usta, wzdychali, dzieci także.
— Na morzu — mówił ksiądz — woda bez końca, brzegów nie widać. Siedzicie sobie na korabiu, takim co kilka razy większy niż dwór w Krzyworówni, a dla fal morskich to orzeszek. Jedna drugiej wypluwa go: „Masz, nie chcę tego, bo ludźmi pachnie.“ A druga zasyczy jak gad: „Tobie źle pachnie, a mnie ma być dobry, masz!“ Odplunie z powrotem. Tymcza-