schowany na wieki przed słońcem i przed Bogiem. Dopiero wtedy zrozumiał, że wszystko utracił. Jęczał i modlił się, jak Pismo święte podaje: „Jam wyrzucony sprzed Twego oblicza. Ścisnęły się wody, głębie zamknęły się nade mną. Zsunąłem się na dno góry, a ziemia zawarła na zawsze swe zasuwy. Lecz ty, Panie święty, zlituj się, wybaw, a zrobię co zechcesz.“
Modlitwa Jonasza, odbijając się od skalnego brzegu Bystreca ogarnęła cały podwórzec cmentarny. Naprzód nieliczni, potem coraz liczniejsi, wreszcie wszyscy rzucili się na kolana, naprzód jeden i drugi, potem liczni, wreszcie wszyscy szeptali, mruczeli, wołali: „Zlituj się, Hospody, wyciągnij spod góry tę duszę nieszczęsną, zmiłuj się.“
Dzieci zawrzeszczały przeraźliwie, cały podwórzec rozjęczał się, jak gdyby trąba Archanioła, już po raz drugi dała znak, że Sąd Ostateczny.
Ksiądz mitygował litościwie:
— Nie rozpaczajcie, bo Hospod święty miłosierny, puścił głos z nieba jak grom, nakazał Lewiatanowi: „Wypluń go zaraz, ale uważnie, na sam brzeg, aby nie utonął.“ Rybie szkoda było wypuścić takiego, a do brzegu trudno zbliżyć się, bo tam płycizna, a Ryba ogromna. Przecie znalazła takie miejsce i wyrzygała go na brzeg. Oj słucha stworzenie wszelkie Ojca niebiesnego! I was, choć po śmierci ziemia pochłonie, przecie kiedyś odda bez sprzeciwu z powrotem, i to wszystkich i wszystko, każdy paluszek, każdy włos, na znak Boży, na głos trąby Archanioła.
U dołu daraby w tłumie jeden szeptał drugiemu wyraźnie: „Ładne dzieje, a co będzie z głowami Antosieka?“ Drugi na to ledwie dosłyszalnie: „Ciszej, i nie bój się, przed czasem się nie skleją. Boża Głowa nad tym czuwa i roboty Antosieka nie popsuje.“
Ksiądz przerwał, oglądał się. Oprzytomnieli ludzie wstawali, rozglądali się wkoło czy to dzień czy noc, z ulgą wzdychali, szeptali jeden drugiemu: „Sława Tobi Hospody.“
— I odtąd — mówił ksiądz wesoło — Jonasz uwijał się rześko. Czy mokry czy osuszony już, ba i przepalony przez słońce, głodny czy spragniony, a zawsze obdarty, pędem przebiegał przez to wielkie miasto i krzyczał. Krzyczał, aż zachrypł — na królów i na panów, na generałów i na kaprali, na bogaczy i na biedaków: „Poprawcie się, pokutujcie, posypcie głowy popiołem, bo tylko czterdzieści dni wam pozo-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/465
Ta strona została skorygowana.