Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/483

Ta strona została skorygowana.

drijkiem swoje doświadczenia. Przybiegł raz do mnie późnym wieczorem w popłochu, pomrukiwał i bełkotał niezrozumiale coś o książce przeciw diabłom i o kropidle. Zrozumiałem w końcu, że krowom coś się stało, bo nie dają mleka. Oczywiście ktoś zaczarował, pewno któraś z czarownic, naturalnie z pomocą diabła. Prosi mnie o przegnanie czorta i czarów. Był taki roztrzęsiony, żal mi go było, ale odmówiłem, bo słusznie wspomniał ojciec duchowny, że nie należy poddawać się słabości i tolerować zbytnio ich ciemnotę. I tak mnie nie od dziś krytykują, żem za miękki, ach... No i dał sobie jakoś radę, możliwe, że wezwał tego z Jaworza, co spojrzeniem „leczy“. Ale nic o tym nie wiem, bo cicho-sza, ukryli. Kiedy nie trzeba, plotkują aż furczy, wówczas nikt pary z gęby nie puścił. No, i niech im będzie, ale od kiedy stwierdziłem, że Andrijko umywa oczy własnym moczem — mam go dość. Nie o to chodzi, że nieapetycznie, ale gdy zabobon z zakresu koprologii rozpanoszy się — to już czysta dzikość.
Ksiądz Buraczyński prostował dość żywo:
— Z obawy przed zabobonem nie należy wpadać w uprzedzenia niesprawiedliwe. Wiem dobrze, że w tym wypadku to nie zabobon, tylko lek ludowy i to skuteczny. Gdy oślepł od śniegu, wówczas kiedy lawina ich wszystkich porwała, to mu pomogło od razu.
Kiądz Sofron nie bardzo ustępował:
— Możliwe, że skuteczny, to byłoby nawet ciekawe, ale u nich wszystko jest zabobonem, bo nie od strony medycznej ich to bierze, tylko od strony diabelskiej sztuki.
Ksiądz Buraczyński bronił:
— Andrijko skryty, to prawda, ale warto mu się przypatrzeć. Wiecie, co mi dziś powiedział? „Gdyby Metropolita wyświęcił góry i wyklął czorty, nie byłoby tego wypadku z lawiną“. Cóż za pomysł! Tak jakby w tych krajach i miastach, gdzie Kościół i Metropolita mają niby to dostęp nieustanny do ludzi i to od dawna, nie krzewiło się, i nie panoszyło się nawet, diabelstwo jaszcze gorsze niż te zabobony. Któż nie wie tego i tamtego. Przynajmniej tutaj jest wiara.
Ksiądz Sofron odpierał cierpko:
— Wiara we wszechobecność czorta, dlatego oczekują od nas cudów niby to, ale właściwie czarów, bo sami nie chcą na włos popuścić z zabobonów. Jak gdyby czort był naprawdę tak nieodstępny od wiary świętej, ba, jakby pchał się do Świętej Trójcy na czwartego... — Ksiądz Sofron wyładował się, powe-