— Przeżegnaj się, Wasylu, Bóg z tobą! — zawołał ksiądz.
Wasyl przeżegnał się z oporem, szukał oczyma naokoło, mówił szeptem zachłystując się.
— Gdybyście wiedzieli jaki alarm zrobiły, kiedyście pojechali w góry. Czort za czortem świstał, no i wyświstały śnieżycę. Ale daliście im przynajmniej po piętach.
— Co dałem? — pytał ksiądz.
Wasyl śmiał się zwycięsko:
— Przejechaliście tamtym bystreckim główną Rybą po łbach, że popamiętają. No i kto wie, może się poprawią? Pewne, że tylko tamci bystreccy, nie tak zaprzedani czortu jak tutejsi. Dlatego tak wyroiła się czortownia — Wasyl pokazywał naokoło. — A durne czorty, tfu, niech sczezną! dotąd nie wiedziały, kto im najumiejętniej wydziera dusze z zębów. No, a teraz ktoś zdradził, to-to zakąsiły na was zęby.
Zmęczony ksiądz machał ręką bezradnie, a Wasyl rozpalił się:
— Nareszcie powiedział wam Andrijko wszystko o Lewiatanie górskim. Niesamowite dzieje, zapamiętać warto.
Ksiądz dziwił się, a Wasyl wpił w niego wzrok i trzepał dalej:
— Ja zapamiętam, bo ci tutejsi zaprzedani.
Ksiądz już domyślił się, że Wasyl podniecony wyskokowo, lecz był zanadto zmęczony. Przecie, zbytnio już parzony tą opętaną gadaniną, zaczął się wreszcie opędzać.
— Znów uczepiłeś się! Jasne, że warto pamiętać, ale nie zawsze, nie wszędzie i nie każdy ma głowę do tego.
Wasyl odpalił zawzięcie, w nieustannym porachunku:
— Wszyscy głusi, wszyscy ślepi, wszyscy starzy, choć młodzi a już starzy. Chudoba czortowa, z czortami w zmowie, aby zapomnieć, pogrzebać. Ale ja pamiętam, zapamiętam.
— Ależ, Wasylu — przerwał ksiądz niecierpliwie — to tyś chyba stary, bo wciąż narzekasz, gderasz.
Wasyl nie słuchał. Trzepał tak prędko, że księdzu trudno było coś uchwycić.
— Powiem wam teraz, Ojcze duchowny, ale to na ucho, wam tylko, że znam już więcej Listów z Nieba niż nasz diak. Przegalopowałem dawno te bidne 210 praw — chie! I krowa by przeskoczyła. Przeskoczyłem także 2100 i już naprzód galopuję. Teraz już na to potrzeba co najmniej trzy doby, aby mógł wytrajkotać te prawa światowe, których się nauczyłem. Ale to nic, uczę się dalej. Gdyby nasi ludzie mnie posłuchali, gdyby trochę
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/486
Ta strona została skorygowana.