Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/49

Ta strona została skorygowana.



VI. STARE WINO
1

Doszli do wrót zamkniętej grażdy. Jaszczurki, grzejące się na małym stoku, choć zdziwione ruchem świątecznym, nieskłonne były opuścić wygrzane stanowisko. Lecz za olbrzymimi cieniami głośno stąpały olbrzymie postacie. Jaszczurki rozsypały się, jedne jak pierwsze złoto-miedziane błyskawice wiosenne, a inne o tak soczystej zieleni, jak gdyby zieleń wezbrała, przelała się przez brzegi trawy i rozdeptała się jaszczurkami.
Gazdowie zapraszali Tanaseńka, certowali się też dość długo ze skrzypkiem, aby wszedł pierwszy. Zielenią i czerwienią powitały ich ściany i podwórza grażdy, obficie umajone świeżą bukowiną i jałowcem, a zasypane jaskrawymi strojami. Goście przechodzili z podwórza na podwórze, stawali przed chatami, czekali na zaproszenie. Co chwila dźwięki fłojery rozplatały się krótkimi pytajnikami nadziei, zawisły przez chwilę, urywały się nagle. Z niewidzialnych drymb brzęczały tony kosmate, jak trzmiele łąkowe stękające pod słodyczą. Potem trembita wznosiła się ponad gwar krótkim donośnym wytryskiem. Wołała, witała: Jurij — — — Juuuurij — — — Juuuurij — — — Jurij!!! Wszędobylskie zaszyte w tłum dzieciaki próbowały na małych fujarkach tanów zwinnych, wścibskich jak sami grajkowie, śmigających jak błyski i zwoje jaszczurek.
W zagrodzie było kilka stołów dla uczty chrzcinowej. Doborowych gości „wyklasowano“ i zasadzono w starej grażdzie. Stara twierdza rodu, najtrwalsza jego widzialna postać, łuska w otoczach łusek, pancerz w pancerzach, jak długo mogła chroniła swój miąższ, swój ród, potem przetrwała ród jak ślimacza twarda budowla przeżyje mięczaka. Obwarowana wielokrotnie naprzód od dołu wysokimi poczerniałymi palisadami strzelniczymi, następnie wejściowym podwórcem, zamkniętym od samej grażdy szczelnym wałem niskich budynków, potem podwórcem przynależnym do niej samej tylko, wreszcie włas-