i jagód. Gdy raz doszedł do odległego jaru, znalazł tam w ukryciu cztery besahy najlepszych ubrań męskich i kobiecych. Jak okazało się dopiero znacznie później, słynny złodziej, Mykieta Gotycz z Bereżnicy, włamał się do komory gazdowskiej, okradł ją, a skradzione rzeczy schował daleko od płaju, w suchym zakątku leśnym. Biedak Biłohołowy ucieszył się zrazu znalezionymi rzeczami, jak gdyby Bóg mu je posłał, zadowolony przyniósł je do domu, ale po naradzie z żoną rozważnie postanowił donieść o tym do gminy wójtowi. Sprzymierzony z Fudorem wójt, Łesio Busora, jak gdyby czekał na to. Posłał puszkarów po rzeczy do Maksyma, a jego samego kazał przyprowadzić do gminy. Przywiązał go do słupa i na zmianę z puszkarami bił go przepisowo przez trzy doby, aby się przyznał, że ukradł rzeczy i aby wyznał u kogo. Maksym nie przyznał się, twierdził wciąż swoje zgodnie z prawdą, przeto Łesio odesłał go do większego specjalisty, do samego Cirusza na Żabie. Tamten także bił go przez trzy doby, zawieszając go głową na dół i stosując wszystkie okrutne sztuczki, wprowadzone niegdyś przez obie mandatorie w Kutach i w Uścierykach, które w ten sposób, jako że straciły cierpliwość z nieoświeconym i bydlęcym ludem, starały się ziścić jak najprostszym sposobem zalecenia rządu przeniknionego zasadami oświecenia. Lecz wszystko na nic. Maksym nie przyznał się, Cirusz puścił go więc do domu i nazajutrz Maksym umarł. Zrozumiano jak niebezpiecznie zaczepiać się nie tylko z wójtami i z gminą, ale także z Fudorem.
Już sporo czasu po śmierci Biłohołowego, Fudor posłał jego żonie cieliczkę w podarunku.
Mimo takie wspomnienia wiadomo, że gdy na skutek tak dokładnego wychowania, któryś ze szczekaczy nabrał rozumu, Fudor potrafił to ocenić. Tak było z Jurcynym, który podejrzewając, że Fudor ukradł mu cały stos desek jaworowych, przygotowanych dla nowej budowy, opowiedział to komuś, i zaraz Fudor dowiedział się o tym. Niezwłocznie ukarał Jurcyna, kradnąc mu śliczną cieliczkę kraciastą, taką, którą łatwo było poznać. Jurcyn zrozumiał w lot i nie tylko już nie wspominał nikomu o deskach ani o cieliczce, lecz jeszcze — po naradzie z żoną — zapewnił Fudora, że nigdy nic takiego nie mówił, a tylko inni nabrechali na to aby ich poróżnić. W dodatku, dla złagodzenia, zaprosił do siebie Fudora na Wielkanoc. Fudor przyszedł w gościnę, przyjmowano go jak należy, a gdy podpili sobie i nabywali się, Jurcynowa żona, Paraska, nie mogąc
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/500
Ta strona została skorygowana.