Fudor nie zaczepiany na razie przez żadną sprawiedliwość, tylko u dzieci zaskarbił sobie sprawiedliwość zasłużoną, choć tylko z najlepszej strony. Czy czyhała nań jeszcze inna sprawiedliwość? Fudor uznawał niewątpliwe piorun i łasiczkę, ale one nie zgłaszały się.
W owym czasie wskazując na Fudora przypomniano sobie starą bajkę o rozbójniku Józefiju, co zabijał bezkarnie na prawo i na lewo uderzeniem pałki z jabłoni, z którą nie rozstawał się. Gdy już popełnił najcięższe zbrodnie, gdy zabił także tych, co nadaremnie go opamiętywali, matkę, ojca i brata, na starość zaczął szukać pokuty i wybawienia. Postanowił to twardo, ale chociaż od początku zwrotu nakładał sam sobie najcięższe pokuty, przemiana szła mu tak opornie, jak gdyby ryś na starość postanowił w jednym dniu stać się sarniątkiem. Przecież Józefij nie wzdragał się przed żadnym mozołem, na pokutę wdrapywał się także na najstromsze skały. Na darmo jednak szukał wybawienia, brzemię winy ściągało go wciąż, gdyż wędrując z pałką z jabłoni popełniał nowe zabójstwa. Postanowił szukać księdza, który by mu dał rozgrzeszenie, wskazał skuteczną pokutę, a przez to dodał otuchy i przyczynił się do wybawienia. Lecz żaden ksiądz, gdy wysłuchał spowiedzi Józefija o tak wielkich i licznych zbrodniach, nie chciał go rozgrzeszyć. Toteż każdy dostawał od Józefija po głowie pałką z jabłoni za to, że postawił się na miejsce Chrystusa, a sądził i potępiał nie przebaczając. Tak ukatrupił jedenastu księży, a dopiero dwunasty okazał się chytrzejszy od innych i od samego Józefija. Dał mu rozgrzeszenie i skłonił go, aby na pokutę zasadził swą pałkę z jabłoni na szczycie wysokiej góry, a sam codziennie nosił wodę z przepaści dla podlewania tej pałki. Józefij zasadził pałkę, chodził odtąd bez niej, za to pilnie ją podlewał. Po jakimś czasie pałka przyjęła się, młoda jabłonka zakwitła, po czym zarodziła jabłka, i te przyczyniły się do wyzwolenia rozbójnika z grzechów.
Jakżeż przecie mylili się ci, którzy porównywali bajkę o Józefiju z dziejami Fudora! Bo nie do niego odnoszą się dzieje skruchy, co zwleka się jakby śmiertelnie chora, na to, aby mocować się z chorobą zbrodni. Nic albo bardzo niewiele wskazuje, aby Fudor oglądał się kiedykolwiek za skruchą. Może dlatego, że nie uszkodził nikogo ze swoich, ani z pobratymów, a z kim pojednał się raz, tego już nie okradał, nie napadał nań ani nie wadził się z nim. Ilości jego kradzieży, nadużyć i napadów furii nie można się doliczyć. A niełatwo pozbierać ilość
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/502
Ta strona została skorygowana.