i lubił wszystkich oświecać. Tym razem sam dowiedział się od starej pomocnicy kucharza, Warwarucy, że Fudor nie tylko przeciw panom odgraża się, lecz także przeciw pani. Bo oto wypatrzył ją jakoś z ukrycia i bardzo mu się spodobała. Chce ją porwać, wywieść, albo trzymać na zakład, któż wie? A może straszy tylko, aby państwo wynieśli się jak naprędzej? I dużo jeszcze, dużo opowiadają, ale to chyba brednie...
Pan Rozwadowski lubił upierać się przy fantazyjnych koncepcjach, i dziedzic miał prawo uważać go za bajarza, lecz tym razem skłaniał się do wiary, że widocznie troska i przyjaźń dyktowała mu te zwierzenia. Mimo to dziedzic oburzył się:
— I pan, panie Józefie, z takiej rodziny, plotki zbiera? Nie spodziewałem się tego. Szanuję pana, ale — pora już zmądrzeć.
Ukłuty pod wątrobę stary panisko odciął się słodko, zjadliwie:
— Mój łaskawco, od zatkania uszu woskiem nikt jeszcze nie zmądrzał, chyba jeden Odysseus eksperymentowany, a i tak dość chytry. Słyszał pan kiedy o miłostkach Fudora, o tych dawniejszych? To coś w ten deseń jak u tego kardynała, co pięćdziesiąt kurtyzan na Watykanie podejmował, w stosownej proporcji między Rzymem a Bereżnicą. Fudorowi wystarczyło dwanaście. Ale zostawmy te dawniejsze, dość wiedzieć, że niedawno temu zmajstrował dziecko takiej dziewuszce, że grzech i piekło. Za to samo strzeliłbym mu w łeb. A to dziewczątko może czternastoletnie, co prawda kusi niewinna piękność, usteczka i oczy najsłodsze, ach słodziutka! W kościele na ołtarzu postawić i modlić się... A ten zbój! Na pańskim miejscu ja bym zaraz stąd...
Więcej nie dopowiedział, bo z kolei dziedzic ukłuty pod wątrobę przeciął gwałtownie ręką powietrze a tym samym dalszą rozmowę. Chcąc naprawić, a może uspokoić siebie samego, stary rezydent rozjąkał się.
— No oczywiście brednie plotą też, że Fudor chce panią wywieść w Czarnohorę i dalej w Bołdy do zamczyska pod Doliną, bo tam ma skarby wykradzione od innych złodziei.
Na tym rozmowa się skończyła.
Tymczasem wiosna zbliżyła się w całej pełni. Rozeszła się wieść, że Fudor zniknął i że od dłuższego czasu nie wraca do chaty i nie widać go. Tej wieści także towarzyszyły plotki trujące wyobraźnię. Toteż kiedy dziedzic miał wyjechać na krótko do Kosowa, upewnił się raz jeszcze poufnie, że Fudor dotąd nie powrócił.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/507
Ta strona została skorygowana.