Rozdrożu było ciemno, ale głosy z ciemności były jasne, a słowa niespieszne lecz ciepłe. Odpoczywało całe zebranie ojców gazdowskich, ojciec koło ojca. Głosy stare i młode także. Alboż to młody ojciec nie jest ojcem? Odpoczywały sobie mówiąc: „Mamy czas, bo co wyjaśnimy w tę noc, to ważne na długie lata“. Przewodnicy przemawiali z kolei raz w imieniu jednych, raz drugich.
Ten z dołów: Zapasy nasze spore i ktoś by pomyślał, żeśmy bogatsi, bo więcej koni objuczonych tupoce. Przecie nie mamy tego, co wy: wyciągu z traw najsoczystszych. Zaledwie dotknąć waszych zapasów, czuje się, że ociekają, a także pachną zielenią. Chcemy ich skosztować. Posłuchajcie nas połonińscy ojcowie: jest taka mądrość, która szepce, że główne prawo jest jedno. Tylko w ciemności można to powiedzieć, naprzód dlatego, aby nie zarumienić się, gdy ktoś przyprze nas do muru pytaniem: „A któreż to?“ A następnie, aby ktoś nie podejrzewał, że któryś z nas chce siebie postawić na prawo główne. Bo nawet swobodny wybór nie ustanowi prawa głównego, gdyż każde żywe prawo jest dla jednej chwili, dla jednego roku, dla jednego kraju. I to dobrze. Bo jak nie można narzucić tej samej pogody z roku na rok, z kraju na kraj, tak samo niech nas Bóg broni, aby jedno prawo najechało na drugie. Inaczej z tej pokusy narodzi się bękart, samozwańcze prawo, takie jak niegdyś prawo szubieniczne, co chciało was oświecać pałką po głowach. Lecz skoro spotkaliśmy się, spróbujmy gazdować razem.
Ten z połonin: — Nie mamy już naszej służby, któż zechce nas słuchać i gazdować w naszym imieniu...?
Ten z dołów: — Nie ustępujcie. Niech nasza służba uczy się prawdy starowieku, niech służy wam także.
Ten z połonin: — To niewątpliwe, że moglibyśmy razem gazdować, bo jesteśmy, jedni i drudzy, ojcami. Prawo przemawia do ludzi tak jak Bóg do sierot: „Nie masz ojca, ale ja jestem twym ojcem. Nie masz matki, ale ja jestem twą matką.“ Dlatego prawo ostrzega i odstrasza nieposłusznych, karci ich, ale naprawdę nie myśli o karze. Kara jest dla życia, nie życie dla kary. Prawo rodzime zawiesza karę tak wysoko, jak ojciec zeschłą rózgę pod powałą. Prawo ustanowione przez rozbójników, przez tych co najechali ojcowiznę, nie jest prawem. Strach może zatruć głęboko, tak że ci, którzy są zatruci, już nie głosu prawa słuchają, tylko strachu.
Ten z dołów: — Niech was to nie zniechęca, że nasza służba,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/530
Ta strona została skorygowana.