aniołów i ich śpiewanka do tańca. Przeciw takiemu, co tańczyć nie umie i śpiewać nie lubi, nie ma procesu.
Ten z dołów: — Może to i tak, ale wspomnieliście o 210 prawach i 2100 i wreszcie 21 000. Na kogo powołują się i kto je powierzył?
Ten z połonin: — Każdy powołuje się na swego nauczyciela, a ów na swego, i idzie to tak głęboko, korzeniście.
Ten z dołów: — Na ile pokoleń?
Ten z połonin: — To obliczyć trudno, ale wiadomo, że sięgają pięćdziesięciu dziewięciu albo sześćdziesięciu ojców wstecz. Najdawniejszy z nich nazywał się Myłobożyn, on to usłyszał pierwszy List z Nieba. Ale nie rozgłaszał go byle komu. Zdaje się, że Bóg tego nie chce, inaczej nasypałby sam więcej Listów niż deszczu i gradu. Chce aby ludzie byli swobodni, a przecież sami natężali uszu. Bo ludzie chętnie chełpią się Listami, na to aby wydawali się nieomylni. Jak gdyby mówili: „To od Boga, siedź cicho, stul dziób!“ Tymczasem prawa są praktyczne i dla świata. Nikt na rozkaz nie będzie doić krowy za rogi, tylko za dojki, choć na to rozkazu nie ma. I byka nikt doić nie będzie, bo z tego nie ma ni sławy, ani korzyści. I choć wszystko chce wywodzić się z głównego prawa, każde prawo ma swoją własną grę, tak jak jest inna nuta dla każdego tańca: inna dla koła, inna dla kruhleka, inna dla arkana, a inna dla półtoraka. Sam ojciec nie będzie tańczyć z wszystkimi dziewczynami na przyjęciu gazdowskim, od tego są synowie, wnuki, prawnuki, od tego są goście, ich towarzysze.
Ten z dołów: — Pięćdziesięciu albo sześćdziesięciu nauczycieli, jeden po drugim w ciągu wieków! To nieźle, więc jeśli obliczyć dwa pokolenia na sto lat, to wyjdzie dwadzieścia wieków wstecz, a jeśli trzy pokolenia, to nawet trzydzieści wieków. Ale czy nie ma w tym pomyłek, błędów albo fałszywych świadectw?
Ten z połonin: — Zważcie przecie, gazdowie, że każdy z tych co słuchali i uczyli się, przysięgał na słońce i na grom. I zanim jeszcze coś wiedział, nauczył się szeregu wszystkich nauczycieli aż do Myłobożyna. To idzie nieco podobnie, ale odwrotnie jak dostęp najdrobniejszej potoczyny do morza. A oprócz tego strzegą praw strażnicy w długim szeregu, zarówno ich powtórzenia, sądzenia czyli stosowania i wreszcie wykonania.
Ten z dołów: — Którzyż to strażnicy?
Ten z połonin: — Zawsze po dwóch: jeden wielki, drugi
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/532
Ta strona została skorygowana.