Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/537

Ta strona została skorygowana.

i nad dziećmi i nad tym bohomolcem ufnym, a z nimi płakała cała gromada. Wtedy my prawa przyglądałyśmy się z góry i słyszałyśmy wszystko. Przestępcy uciekali przed siebie, a gonił ich tylko płacz i własny grzech. Dogonił ich, nie mogli na miejscu ustać ni usiedzieć. Nie uszli, bo każdy z nich sam pchał się pod piorun i łasiczce w zęby, aby go ugryzła, tak jakby sam szukał kalectwa i śmierci. Znaleźli je wszyscy, ale i z tych sądków żaden już więcej nie śmiał sądzić. Gromada wybrała nowych.
Ten z dołów milczał długo, wyszeptał w końcu: — A gdzież to podziało się wszystko?
Ten z połonin: — Tam gdzie podziewa się wszystko i stamtąd wraca.
Prawa z dołów zamilkły. Jeden z watahów dolskich doszeptał: „Nie myślcie sobie, że u nas wszystko w świetle. Prawa muszą czuwać, niejedno wymijać i nieraz cierpieć. To co wam się przydarzyło, grozi i nam: najazdy zbójeckie. Gdy zbójectwo w powietrzu, gdy szumni bożkowie zasłaniają Boga, bo niewidzialny, prawom już wolno tylko spotkać się w nocy, bo nie dopuszcza się ich do dziennego zebrania. Gdybyż wasi ludzie mogli nam zaufać — —!“



11

Nie ukrywaliśmy, że spotkanie pasterzy z nowoczesnym sądownictwem było zetknięciem się epok nieprzynależnych do siebie: ducha odpłaty i „suum cuique“ z duchem pojednania i kasowania karbów. Lecz nasze kroniki byłyby niezupełne, co gorsza stronnicze, gdybyśmy nie scharakteryzowali generacji ówczesnych sędziów. Lekceważenie przeszłości uchodzi za postęp, ale rzetelny kronikarz nie dba o takie opinie. Zwłaszcza że ówcześni sędziowie zasługują na uwagę jako pionierzy poważnego prądu cywilizacyjnego. Bądź co bądź wierzyli w sprawiedliwość. I bronili jej jak umieli, nieraz bardzo twardo. Co prawda, kto zechce bronić samych sędziów, znajdzie się nieraz w położeniu kłopotliwym, jeśli nie fałszywym. Bo podobnie jak księża i lekarze, zespół sędziowski, jak jeden mąż, rzuca się na takiego, który ich zaczepia, a zaledwie raczy kiwnąć głową takiemu, kto ich broni. Uważają bowiem każdego za laika, a krytyka za pustaka próżnosłowego. Z tych wszystkich dykasterii księża najdrażliwsi, bo najczulsi wobec