Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/538

Ta strona została skorygowana.

swoich, i nie ma chyba w żadnym zespole tak gorącej miłości jak między księżmi, do tego stopnia, że gdy ktoś ośmieli się bronić jednego duchownego przed drugim, dostanie po głowie od obu stron.
Sędziowie drugiej połowy XIX w. w naszym kraju byli to ludzie, których łatwiej opisać zbiorowo niż każdego poszczególnie, coś tak jak członków zbytnio „wyrasowanej“ rodziny. Byli nieprzejednani wobec wszelkiej ciemnoty i nieokrzesania, a jedyną ich słabością było zamiłowanie do wyrafinowania prawniczego, nieraz na iście naukowym poziomie. Toteż jedynym zabiegiem, którym adwokat zastępujący podsądnych mógł ująć i niejako przekupić sędziego, były uczone wskazówki, cięcia szermierskie, czerpanie nie tylko z paragrafów, z nowel prawnych, lecz zatrącające także o subtelne definicje, o intencje prawodawcy, o liczne komentarze, do tego stopnia, jak gdyby posiedzenia sądowe powtarzały fechtunki komentatorów. Dlatego zatłoczone chłopami sale rozpraw w Gródku Jagiellońskim, w Krakowcu pod Lwowem, w Kosowie czy w Kutach, a nawet w Żabiem i w Peczeniżynie, przemieniały się nierzadko, nawet z powodu dość błahych pozwów i skarg, w seminaria prawnicze, a błyski wielkich prawników i szkół, od Ulpiana poprzez Pandekty aż do mistrza precyzyjnych definicji, profesora Wlasaka, rozświecały atmosferę zagęszczoną dymem fajkowym, jakby rozpylały zaduch baranich kożuchów i siarkowych zapałek zwanych greckokatolickimi. Inna rzecz, że sami klienci sądów uważali taką szermierkę za pańską magię, z której wynikał jedyny wniosek, że magicy, czyli adwokaci, powinni być jeszcze bardziej suto płatni niż czarownicy górscy. Przynajmniej tyle, bo sam sędzia tak niesamowity, że za samą poczciwą próbę zapłacenia mu za jego trudy, ukarze nieoczekiwanie surowo, a co najmniej nakaże zrzucić ze schodów.
Podkładem sądu było nie wyczucie lecz świadomość umotywowana, cały aparat wyrazistych dokumentów i reguł, dostępnych dla każdego kto światły; zaś czynem były reguły fechtunku, szabla przeciw szabli, szpada przeciw szpadzie, to znaczy: definicja przeciw definicji, paragraf przeciw paragrafowi, komentarz przeciw komentarzowi i świadkowie przeciw świadkom. Niestety, kto tonął w mrokach, zaczynając od nieświadomości tabul gruntowych, nieświadom terminów, rekursu, kompetencji sądów i instancji, ten kończył na tym, że płakał, opamiętywał i apelował nie na czas do wyższej instancji, lecz ze spóźnieniem do serca sędziów, do prawa głównego i do Boga.