się szczególnie głośno, podawali ręce poprzez wodę, potem krzepili się wodą.
Gazdy Foki nie było jeszcze w żadnym szeregu. Odpoczywając tajali powoli z porankowego stężenia. U szczytu roku wspominali inne żniwo. Kośbę całego roku od ostatniego spotkania. Nowiny nie tak nowe, lecz nurtujące ciągle, bo jeszcze nie każdy z każdym je wymienił. Zaczynali od tego, co dolega. Urywane powiedzenia, bezładne szepty tkały się w rejestr strat.
Najcięższe poniósł ród Szumejowy. Prócz samego Foki zbrakło po prostu wszystkich. Odeszły trzy osoby, a właściwie cztery. Naprzód gdy Foka udał się aż nad Dniestr, umarła o świcie mała Hafijka. W jednym okrzyku: „Moja mamo!“ Niedużo więcej miała niż sześć lat. Pozostała po niej jabłonka z gatunku pisanek. Drzewko było niezdałe jakieś, schło i parszywiało. Jesienią już Foka zamierzał je zrąbać, niechaj dosuszy się, by suche wrzucić na święty wieczór. Hafijka uprosiła: „Zostawcie, diedyku, ja ręczę za nią.“ To słomą owijała drzewko, to nawozem okładała. Nikt jej nie przypominał, zaledwie wstała rankiem, biegła do jabłonki. Drzewko wyzdrowiało, zakwitło na wiosnę i raz już wydało owoce „pisane“. Opowiadają, że za przysługę tak szczerą, drzewko odwdzięczy się przy najbliższej sposobności, na tym świecie albo na innym. Tymczasem nazwano jabłonkę — „Hafijką“.
Wspominając to najstarszy z setki kosarzy znad Białej Rzeki, Nykoła Purszega, zwany Poperecznyk, zakończył buńczucznie:
— Kilka razy do roku bywałem w Jasienowie i wciąż to dziewczę toczyło się po carynkach; taka kulka czerwona. I dzisiaj zaledwie rozjaśniło się, rozglądałem się za nią. Mówią, że pamięć pociecha. Ale chciałoby się zapomnieć, a najlepiej wcale nie znać. A cóż z tym zrobić? Nie poznawać wcale? Jakżeż?
Poperecznyk zadzwonił w kosę dziarsko i ruszył pierwszy. Oba białe rzędy oddaliły się w przeciwnych kierunkach w jeszcze większym rozpędzie. Opóźniały taniec kos ledwie dostrzegalne lecz długie wzniesienia łąk. W oporze do nich przeganiali się wesoło. U obu końców rozległych carynek obróciły się obie setki i bez odpoczynku, jakby im było szczególnie spiesznie, znów zbliżyły się ku strudze. Poperecznyk, mimo że sięgał lat siedemdziesięciu, kosił nadal w pierwszym rzędzie wschodniej setki. Zachodnią setkę prowadził młody Slipeńczuk
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/550
Ta strona została skorygowana.