z Krzyworówni. Ledwie znów spotkali się, postawili kosy, a Poperecznyk kończąc przemowę wywodził czupurnie jak zazwyczaj:
— Za dzieckiem nie ma co zanadto żałować, bo jeszcze nie wiadomo za czym. Przecie Szumeje, wszyscy jak jeden, spopieleli po tej małej. No i Kałyna, nie darmo matka, minęła się najprędzej. — Poperecznyk przybliżył się do strugi, tłumaczył półgłosem: — To wstyd jakoś odchodzić od siebie z powodu dziecka. Ale tym bardziej żal. Może nie tak? Kałyna przestała odzywać się i z tego jakoś pękła.
Slipeńczuk wtrącił pośpiesznie:
— A jej największa szkoda, takiej kraśnej nie było i nie będzie. Mój ojciec mówił —
Także Poperecznyk pośpieszył się:
— Niech ci będzie, ale wcale nie w tym rzecz. To mi raczej powiedz, czy kiedyś o kimś albo o czymś zapomniała? To z innego rodu żeńskiego niżeli nasz w górach. I co z tego? Każda z tych naszych, gdyby taka kraśna, przynajmniej wytańczyłaby się za życia. A tamta? I cóż zabrała ze sobą z tego świata? Pamięć? — Poperecznyk machnął ręką niecierpliwie. Nachmurzył się i podniósł głos:
— Gdyby bez ustanku pamiętać, trzeba by zapomnieć, że sam człowiek żyje. Od wspominania jest posiżinie pogrzebowe, jedna wódka z miodem, a druga ze łzami. I dość! Nas koszą, kośmy i my. Hajda! — Odwrócił się gwałtownie z kosą, za nim pośpieszyła jego setka.
Gdy tamci już ruszyli z kosami. Slipeńczuk wskazując na Nykołę szeptał do swoich kosarzy:
— Patrzcie go, trzyma się czubato, od tego przecie „Poperecznyk“. A co z tego? Starość już go przemaga, widać. Mój ojciec także nie z miękkich. Pamiętacie chyba? Jak struna był. Raz tylko widział Kałynę, a umierając wspominał. I jeszcze jak! Powiada mi: „Po prostu nie ma takich. Chyba raz na setkę lat. — Oderwał głowę od poduszki, uderzył oczyma jak niegdyś i tak mnie pytał, jak bym ja wiedział: — No powiedz, co zrobić? Poddać się jak chudoba?“ „Nie, nie — pocieszałem — trzeba pamiętać. Zapamiętamy, to pewne.“ — Ojciec już głowy podnieść nie może, ale słowem do ściany mnie przyciska: „Ale jak? Chybaby nakarbować na Ewangelii, na ostatniej stroniczce, tam gdzie oprawa złota? Albo, jak myślisz, może by założyć księgę nową — pamięci — Błysnął oczyma mocno: — Wiesz, jak myślę? Obraz jej zamówić, świętować co
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/551
Ta strona została skorygowana.