roku, niech się napatrzą na krasę.“ Tak to troskał się biedak, choć sam niebawem miał pójść.
Wzdychali niewyraźnie, obrócili się i pośpieszyli, nadrabiając stracony czas. Znów dość pośpiesznie wracały obie setki ku strudze. Chociaż młodzi zajeżdżali z prawa i z lewa, Poperecznyk nie dał się przepędzić. Pierwszy zdążył z kosą nad strugę i zaraz tak samo dziarsko ciągnął:
— Mówcie co chcecie, najwięcej szkoda Maksyma Szumeja. Nie tak stary był, a żwawy do ostatka. Nikt nie poznawał u niego żadnego smutku, ani żalu za tamtymi. Ale czekajcie! Raz przecie powiedział: „Do domu! Do domu trza się zabierać!“ A do jakiego domu, kiedy chaty i komory nie opuszczał? No i zasnął jakoś rankiem. Umyty, ubrany jakby do drogi czy na chram. Wraz z nim znikł jego stary chłopczyna, wiecie — —? ten zamorusany „Semenko“. Ha, któż wie dokąd?
Poperecznyk zaśmiał się:
— A wiecie, z nich wszystkich ten jeden tylko przez cały czas lamentował. Z komory wiał jego jęk po nocach.
Poperecznyk od dawna pobudzał młodych do przeczenia, i nauka nie szła na darmo. Jeden z najmłodszych jasienowców, wnuk kiermanycza Utaszczuka, chrząknął i zaśmiał się sucho:
— Dziwne dzieje. Do was, aż nad Białą Rzekę jęk dolatywał, tylko my tutaj w Jasienowie nie słyszeliśmy ni razu.
Poperecznyk zarechotał obrażająco:
— Z tego, że jeden głupi, nie wychodzi, żeby całe Jasienowo było głuche.
Młodzieniec odpowiedział niby to pokornie:
— Któż by wam przeczył? Gdzież taki język jak wasz? Ostra ślina za śliną kapie zeń, a dziurawi jak pohana hołowyczka.
Poperecznyk odpalił:
— Mądre przeczenie nie z języka się toczy, tylko z głowy. Nie ślina lecz olej.
Inni młodsi jasienowcy potakiwali Nykole, a wnuk Cwyłyniuka potwierdził głośno:
— Oj prawda, przez ten cały czas nieraz słychać było jęki z komory. I w nocy i o świcie, i z daleka, i z bliska też.
Wnuk Utaszczukowy upierał się:
— Kto chce słyszeć — słyszy.
— A kto się zatkał — ten zatkany — odpalił młody Cwyłyniuk.
— Ja nie słyszałem ni razu — bronił się tamten. — Kto wie zresztą, może to sam Maksym jęczał we śnie po nocach?
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/552
Ta strona została skorygowana.