Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/555

Ta strona została skorygowana.
2

Jakby zgadując o czym dopiero co rozmawiali kosarze, także Foka wspomniał nowiny takie, co do których jeszcze nie wszyscy się porozumieli.
— Każdy ma swoje straty, ale są także straty wszystkich. Największa z nich, że Tanaseńko minął się tej wiosny. — Pochylił głowę, potem wskazał ręką na słońce mówiąc: — Kiedy wstaje czyste jak dziś, można by pomyśleć, że szuka Tanasija.
Nikt nie odpowiadał, choć może niejeden miał ochotę powiedzieć niejedno. Tanaseńko był już daleko od wszystkich, bo sam oddalił się jakoś w ostatnich latach. Im dalsza boleść, tym bardziej dostępna mowie. Rozglądali się wszakże wokoło. Oczy ich spoczęły na synu Andrijka Płytki, Lubku. On to w ostatnich latach częściej niż inni zachodził do Tanasija. Chociaż najmłodszy, nauczył się zbierać wspomnienia, już w chłopięctwie poznał wielu ludzi starszych i młodszych, bo przebywał na butynie, jeździł na darabach aż do Czerniowiec, bywał po miastach. Opowiadał chętnie i umiejętnie:
— Kiedy mój diedia i nasz opiekun, dziekan Buraczyński, zmarli, ciągnęło mnie do Tanaseńka. Narzekał różnie. Że nie ma z kim gadać, że nie ma z kim żyć, w końcu, że nie ma co robić, że czas umierać. Ale jakoś nie umierał. Ostatnie lata hodował jeszcze więcej chudoby niż dawniej, uwijał się sam niespamiętanie, sług miał coraz więcej i przybytki liczył setkami. Potrzebował dużo chudoby, tak jakby Ormianie, co dali mu ciężkie zadatki, stali mu z nosami nad głową, tak jakby kupcy bydła z całych Węgier i nawet z Italii — rzeszami upominali się o towar. Potrzebował coraz więcej — bo każdy chciał go mieć za kuma. I tak się już zrobiło, że kogo spotkał na drodze, to kum. Kiedy przechodził, słyszało się naokoło niego już z daleka: „Kum — kuma — kumie, kumoczku — my kumy, wy kumy, kumy, kumy, kumy“. Jakby ród żabi z całego Żabiego, co tylko wiosną rechocze rzeszą, w zalewie pod Głyfą, zwąchał się i zaroił wokół Tanasija. Tanasij kumkał także. Po trosze wyśmiewał kumów, straszył także, że nic nikomu nie zapisze. Wykrzykiwał tak: „To wszystko już od dawna zapisane czortu przy świadkach, to mój kum główny i najwierniejszy.“ Kumy przywykli, nie obrażali się, tym bardziej, że przy każdym chrzcie każdemu chrześniakowi coś podarował. I potem o każdym pamiętał, posłał temu i owemu to owcę, to cielę, to kożuch, to sukno. Furczało od kumów. Całe Żabie kumkało. Przecie nie