Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/557

Ta strona została skorygowana.

nie pomyślałem.“ Patrzy spode łba i mówi: „No, to siadaj, zaraz wypróbuję cię, czyś szczery czy polityk. Pij!“
Naokoło nas berbeniczki ślicznie wypisane, w nich gorzałeczka z miodem i z ziołami, nie nalubowałbyś się, a trochę dalej sery jak kamienie młyńskie. I tak się zaczęło. Popijaliśmy zrazu spokojnie, no i rozmowa zeszła na dawnych ludzi. Powiedziałem, że mi żal i dawności szkoda. „Jaka tam szkoda — krzyczy Tanasij — takiś młody i już tylko dawność chwalisz? Upiłeś się już, czy co?“ Już i ja niecierpliwy, odpaliłem staremu: „Wcale nie, całkiem przytomnie i twardo mówię: szkoda. Gdzież znajdą się tacy ludzie? Zmaleńczało wszystko i po prostu sparszywiało.“ Myślałem, że obrazi się, że mu się sprzeciwiam, a on chichocze cichutko, rozsiadł się i odpowiada powolutku całkiem miękko: „No to daj, niech cię oświecę, boś bardzo jeszcze głupiutki. Wszystko można zrobić, tylko czasu nie przerobisz, ano spróbuj! Jest jeszcze jeden taki mądrala, co wciąż szepce i obiecuje: «Przerobię czas tylko patrzeć, poczekajcie odrobinę.» — I czekam na to jeszcze, ale tymczasem czas nowy rozburzanił się, patrzaj naokoło i dziwuj się. Powiedz, widziałeś kiedy jaśniepański grzebień samograj?“ „Nie, nie widziałem — mówię mu — i nie jestem ciekaw.“ „Powoli chłopcze — mówi mi stary — a czy ty wiesz przynajmniej, skąd główne światło idzie na świat?“ „Czemuż bym nie wiedział, od Boga, od słońca.“ „Ho-ho — śmieje się stary — tyś zapleśniałej wiary, nic nie rozumiesz. Główne światło idzie od nauki przez jaśnie panów. Stara pani dziedziczka, ta z książąt, oświeca naród od dawna. Widziałeś ją kiedy?“ „Co kogo obchodzi jakaś dziedziczka?“ „No to siedź cicho i słuchaj, bo durny zostaniesz na zawsze. Od kiedy pan cesarz tam na dołach rozdarował co nie jego i skasował pańszczyznę, przeklęci chłopi nie zachowali dla jasnej pani ani kropli wdzięczności, ani okruszyny wierności. Tak jakby głodem zamorzyli niebogę. Dawniej bywało inaczej: Pani jedzie sobie powozem przez wieś na inspekcję, ogląda czy dachy nie krzywe, czy słoma na dachach nie zmierzwiona, czy podwórza czyste. A ekonom sierota, Dubkiewicz zwał się nieboszczyk, i niech mu świeci co mu ma świecić, schowany u chłopa w kącie trzęsie się. No, i gdzieś po drodze jasna pani zoczy jakie-takie dziewczę. Skinie ręką, zatrzyma powóz i huknie na hajduka: «Hajda, wyczesać mi to, ruch!» Hajduk skoczy jakby go zapiekło, puści w ruch samograj na głowę dziewczyny, a ten zagra-zazgrzyta, wygrzebie, wygrzebie i choćby tylko jedną sierocą weszkę wyczesał, dzie-