Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/558

Ta strona została skorygowana.

dziczka zaraz chlaśnie dziewczynę po pysku na odlew. Całkiem leciutko, tylko trochę krwi jej z nosa wypuści, to zdrowo. I jedzie dalej. Za to z ekonomem parada. Zawoła do raportu i chlasta go, ile się jej spodoba. Im kto u niej wyżej w urzędzie, tym dokładniej go chlasta. Za to wszystko chłopi obrzydliwcy kiwają się przed nią jak jeden: «Paneczko jasne słoneczko, gdzież taka druga jak wy!» A teraz koniec, cesarz przejął wszystkie wszy na siebie, na urzędników, na szkoły. Niech się kłopocą z całym wszarstwem! Dziedziczka poczerniała, to nie żarty, dziewięćdziesiąt lat nad głową jej sterczy jak nawis śnieżny, a tu wszystkie wszy wymknęły się raz na zawsze. Rozchorowała się, ale jakoś wytrzymała, bo czort bez ustanku jej szeptał-szeptał. Tak długo aż zrozumiała. Wymyśliła coś mądrego. Porzuciła tamtych niewdzięczników, sprowadziła cały furgon grzebieni samograjnych, przeprawiła to przez Bukowiec jak armatę i przyjechała do nas w góry, aby puścić światło na tutejsze głowy. I niby to dobrze. U nas naród delikatny, obleśny, zęby wyszczerzone, szczebiocą, obiecują, przysiągłbyś, że złoto nie ludzie. A ledwo wyjdą za bramę, rechocą jak konie. Dziedziczka nie ze słabych, stara hetmańska krew. Pyszniejsza niż jej opiekun, sam pan czort. Dosłyszała. Jak sypnie pieprzem na hajduków: «Hajda, przeczesać tych łajdaków! Ruch!» Hajduki trzaskają sobie gęsto nahajkami zza płotu, ale za bramę wyjść ani mowy. Tchórze. Oświata pogrzebana, dziedziczka znów poczerniała jak węgiel. Ale czort dobrodziej czuwał, szeptał-naszeptał i z tego wymyśliła chytrze, odwrotnie: «niech odtąd sami drapią się na ścianę!» Każe sobie zawołać starą pannę urzędniczkę z poczty i mówi jej na ucho: «Paniusieczko moja, oto sekretny skarb dla ciebie tylko, samograj cały z perły. To bardzo drogie, ale tobie z łaski dam taniej.» Stara panna chwyciła zaraz z miejsca grzebień. — A czyż ty, chłopcze, możesz wystawić sobie jaki to grzebień-samograj?“ Odpowiadam mu: „Grzebień jak grzebień.“ „Gdzież tam! Grzebień na wierzchu, a pod grzebieniem główny kogut z Babylonu i sprzed końca świata, perłowy cały. Czub perłowy, oczy perłowe, zęby perłowe, łuski perłowe, pazury — — Oczyma błyśnie krwawo, zębami błyśnie, pazurami błyśnie, skrzydłami załopoce, zarży kuku-ryku i skoczy —“ „Kto taki — pytam — grzebień skoczy?“ „Ależ kogut piekielny skoczy, Apolio zwie się, tfu! (Nie bój się, Bazio Kropiwnicki wyczytał mi wszystko). Dziobem-grzebieniem pogrzebie-wygrzebie, pazurami zaskrobie-wyskrobie, zazgrzyta fiut-fiut, i popękają wszystkie wszy co