też, daj światu coś dłużny.“ — Młody pan zląkł się swej wymowy, oglądał się badawczo, wyjaśniał powoli, prawie niechętnie: — Dawniej bronili kraju od tatarskiej niewoli, potem inaczej, teraz znów inaczej. Zawsze szukać trzeba.
— Aa — to nie głupio, nie. Tylko stąd z gór naszych nic z tego nie widać, górami zasunięte... A może tam gdzieś widać... Tu, co widać? Majątki odziedziczyli albo wygrali w karty, używają sobie. Jak źli to bez serca, a jak dobrzy, to dobrzy sobie. Ale nie! Kłamię. Był tu jeden taki, mówili, że pomylony, i pewnie pomylony, sam woły i świnie do Wiednia pędził. Ten hrabia Skarb czy jak mu tam. Z narodem brat, z opryszkami pobratym, brał stąd ludzi do Lwowa na roboty, sieroty zbierał. A lasów nie ruszał. Prawda. Ale te wasze obowiązki, honory, jakież to?
— Doczekacie pewnie, da Bóg, zobaczycie.
— Doczekać? Niekoniecznie. Ja w głowie ważę po mojemu, myślę tak: chłopskie dumanie jest takie, że las tego, czyja siekiera dzwoni, a inny niech sobie zębami dzwoni, niech zmyka czym prędzej. Ale chłop durny.
— Czemuż durny?
— Nie wie co go czeka. Sam na siebie powróz kręci. Widzicie po butynach, każdy przybłęda pcha się do lasu. Zniszczy go, drogę otworzy jeszcze gorszym. A las co? Bezbronny naprzeciw piły, butynu. Czekajcie! A pańskie dumanie jest takie: że ten co z papierowym prawem jakoś do lasu się wkręci, ma prawo chapnąć, ukraść, zniszczyć, nic nie dać i uciec. Po mojemu ani ten z siekierą, ani ten z papierem prawa nie ma, tylko ten kogo głowa o to boli, kto ma serce dla lasu. „Daj światu, daj wrogom nawet“ mówił pan hetman. A ja mówię: daj Bogu, i lasom też daj, coś dłużny.
— Ja tak właśnie myślę.
— To ładnie myślicie i daj wam Boże zdrowie, ale i na was też jest strzelec, może już nastawiona pułapka. Cesarz wam figla zrobi, on to potrafi.
— Cesarz? Figla?
— Patent sobie ogłosi ni stąd ni zowąd, że las jest tych, co z siekierami czekają. Świecą wam w oczy, nie mówią nic, ale czekają. To na początek. To takie figle cesarskie. Zawabi tych z siekierami, zakręci, a potem na swoich urzędników puści wszystko, a chłopów znijaczy. Felwarter czy nie felwarter, urzędnik zawsze gorszy od gazdy. Gazdów wypędzą i was także, własność skasują, wasze honory i obowiązki pójdą na opał.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/58
Ta strona została skorygowana.