wzlotów nieoczekiwanych, usiłował po starej zażyłości z Tanasijem, uwikłać go w żarty. Jego pełne, niebieskie, nadmiernie ruchliwe oczy wyskakiwały z orbit, to badały, to kpiły. Wiedząc może o tym przymykał je, jakby gasił ich żywość. Gdy przemawiał, rumienił się, ręce mu drżały lekko z podniecenia.
— Gazdo Tanaseńku, wy już nieraz tak. Wy ciągle tak. Wieszczujecie nam, że coś skasują, a powiedzcie, co będzie jak cesarza skasują?
— Będzie sobie król, albo jak tam w Ameryce, zapomniałem jak się zowie taki.
— A jak i tego skasują?
Tanasij spoważniał, otrzepał ręką kożuch, poprawił pas, wyprostował się.
— Koniec świata będzie. Nieraz myślę, że już niedaleko. Sam mi raz mówiłeś, Duwyd, że ten świat to paskudny interes. Ty tylko tak mówisz, a może sam nie wiesz czemu. A ja wiem. Ten świat nie poprawi się nigdy, bo rządzi nim — Ona, Bida, caryca tego świata. Chłepce krew sprawiedliwych, krwią pijana, kurwa czartowska, matka wszystkich kurw.
Bernhaut syknął jak oparzony. Spąsowiał. W rozpaczy krzyczał wysokim głosem jakby na alarm:
— Gwałtu, panie gazdo! Na Boga! Ja z żartami, a wy — takie słowo. Tu pan, tam księża, tu gazdynie, a tu towarzystwo gazdowskie.
Stara kuma Kateryna o groźnie wzniesionych brwiach i dobrotliwym uśmiechu, wyjmując fajkę z ust, niespodzianie przerwała Duwydowi:
— Nie, nie, Duwydku — cedziła słodko — należne jej miano takie, gorszy żeński ród od męskiego. Są baby wiedźmy z ogonami, a o mężczyznach nie słychać tego. A cóż dopiero u czortów — splunęła i pociągnęła fajkę.
Ten i ów z gazdów kiwał głową z poważnym uśmiechem i mruknął: „oj, należne“. Przez stół gazdowski przeszło szmerem:
— Należne! należne!
Poperecznyk chyba sam jeden tylko szczerzył zęby, śmiał się niepoprawnie.
Tanaseńko utwierdzony głosem ludu, wywodził niezmącenie:
— Słowo ci zawadza, Duwyd? O słowo ci chodzi tylko? Ano przeżyj tyle lat i wypij tyle co ja, to może zobaczysz, kto rządzi światem. Na tronach, ponad trony, w klejnotach,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/61
Ta strona została skorygowana.