Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

wszystkim wiadomo, powiedzcie mi proszę, czy Judasz był chrzczony?
Dziedzic zmieszał się.
— Chyba tak, był przecie uczniem, apostołem.
— To dobrze — podchwycił Tanasij — a czy nie za prędko był chrzczony?
— Czemuż za prędko? — odparł dziedzic sztywnie.
— Jakżeż nie za prędko — wywodził Tanasij z chytrym uśmiechem — kiedy nie wypróbowany. Sprzedał Hospoda. Niechby ci apostołowie, księża czy biskupi, skoro tacy dobrzy chrześcijanie, odcięli go przed samą śmiercią, kiedy się powiesił i wydusili z niego żal. I wtedy niechby chrzcili, a tak to jeszcze gorzej.
Ksiądz Pasjonowicz mocując się ze sobą cedził słowa błagalnie:
— Gazdo, na Boga, za cóż wy uwzięliście się na nas.
— Broń mnie Boże święty — odżegnywał się Tanasij — wy na mnie starego, że heretyk, ja bronię się.
— Czegóż wy właściwie chcecie, kumie? — zapytał dziedzic sucho.
— Tego chcę, by deszcz padał na wiosnę, jak z pierwowieku, a nie zimą kiedy ziemia skamieniała. Aby chrześcijanin nie na księdza czekał, tylko na deszcz boży, aby serce ruszyło się pod chrztem.
Dziedzic powiedział stanowczo:
— Ależ między nami nie ma Judaszów.
Tanasij ucieszył się.
— Judaszów nie ma?! Ha, ha, jakiście wy śmiały, panoczku lubyj. Tylko bogumiłych maluczko u nas. A od Judaszów ziemia skwierczy, gdzie stąpisz, jakby siarczana ciepliczka huczała pod spodem i śmierdziała. Tylko teraźniejsi Judasze, ho, ho, nie tacy durni jak tamten, aby za trzydzieści guldenów sprzedać Najlepszego. Ten Judasz z Rusałyma, to wcale nie Żyd.
Dziedzic zaśmiał się głośno:
— To coś nowego, a któż on taki?
— Kto taki? A cóż myślicie? Pewnie z naszych, Ruśniak, Hucuł durny. Żyd swego by nie sprzedał, albo targowałby się ząb za ząb, pieniądze do kasy, a towaru by nie dał. I Hospod uciekłby sobie do chaty.
Własny proboszcz Tanasija, ksiądz Sofron z Ilci mruknął:
— I po cóż to całe gadanie?