Strona:Stanisław Witkiewicz-Juliusz Kossak (1906).djvu/010

Ta strona została przepisana.

Nie mam zamiaru rozbierać tu całego procesu psychologicznego, który się w owej chwili odbył w naszem społeczeństwie — za dalekobym odszedł od mego założenia — dość będzie kilku rysów dla pojęcia doniosłości zmiany pewnych kierunków myślenia, jaka się wówczas u nas dokonała.
Po chwilowem zwątpieniu, w którem zdawało się, że »duszę anielską« chcą napowrót »uwięzić w czerepie rubasznym«; po gwałtownych krytykach z punktu pojmowania zdarzeń historycznych i ze stanowiska nowoczesnych i, trzeba dodać, wyższych od dawniejszych szlacheckich, ideałów etycznych, opowiadania o »Starym dziadku« zaczęto słuchać z przyjemnością, co przyszło tem łatwiej, że brzmiało ono niekiedy z porywającą siłą, życiem i fantazyą. Z tych kart buchnęła nagle żywiołowa siła plemienna; z pod całego samokrytycyzmu, pozytywizmu, pracy organicznej, odezwało się silne i czyste echo tych samych drgnień duszy, tego samego sposobu przejawiania się uczuć, tego samego wyrazu na ból i radość, na rozpacz i szczęście...
Społeczeństwo, które przez kilkanaście lat usiłowało wyjść z siebie, które miało tylko »socyalne« dążenia, które goniło za nowemi pojęciami, hasłami, często poprostu za wyrazami z zachodu, które zdawało się zapominać »na ustach wyrazu«, nagle uświadomiło swoją szczególną odrębność, odnalazło w swojej duszy treść wspólną z tymi, którzy po przez zmienne losy dziejów, kładli swoje kości »jako sztandary wojsk zatraconych...« I co ważniejsze, ta warstwa społeczeństwa, która była tylko skibą odwróconą pod zasiew przyszłości, którą z tradycyą szlacheckiego wszechwładztwa mogła wiązać tylko tradycya niewoli i wyzucia z praw ludzkich —