Strona:Stanisław Witkiewicz-Juliusz Kossak (1906).djvu/018

Ta strona została przepisana.

nie rodzi się jako bierna bryła gliny, którą jego otoczenie dopiero ulepia na jakiś kształ wyraźny i nadaje mu, sądząc z tego, do czego teorya środowiska doszła, duszę. Nietylko człowiek genialny, ale zwykły nawet Jan lub Paweł, jeżeli nie jest zupełnym niedołęgą bez woli i temperamentu, już w samym zarodku jest indywidualnością, zetknięcie zaś różnych indywidualności z jednem i tem samem otoczeniem prowadzi do różnych, wporst sprzecznych wyników. Co najwyżej można powiedzieć, że rezultat życia człowieka jest wypadkową starcia się dwóch sił: duszy jednostki i duszy tłumu i, trzeba dodać, materyalnych warunków istnienia w danym czasie.
Żeby każdy geniusz był tylko najwyższem streszczeniem, skrystalizowaniem tego, co się dokoła niego dzieje, geniusze i wogóle ludzie niezwykli byliby zawsze w absolutnej zgodzie ze swoim czasem i otoczeniem; nie istniałby dramat »zapoznanych geniuszów«, kolizye umysłów wyższych, szczególnych z pospolitością i niskością otoczenia nie wypełniałyby pesymizmem dusz wybranych i każdy prorok byłby prorokiem między swymi. A tymczasem życie mówi przeciwnie. »Lud morduje proroki marne«. »Nie jest prorok bez czci jedno w ojczyźnie swojej, a w domu swoim«, i mało jest »mądrości narodów« któreby miały tak prawdziwą treść w sobie, któreby były zbudowane na bardziej powszechnem doświadczeniu. Dotąd nie opanowaliśmy ani praktycznie ani nawet teoretycznie hodowli ludzi. Nie wiemy nic o tem, w jakich warunkach powstaje geniusz, w jakich zaś człowiek pospolity, co się złożyło na utworzenie Napoleona, a co na wydanie tych setek tysięcy rekrutów, które szły za nim, jak drobiazg planetarny za potężnem słońcem.