znajomości psychologii wychowawczej artystów. Matejko był zbyt wybitną, zbyt określoną, zbyt zacieśniona indywidualnością, żeby mógł być pożytecznym kierownikiem szkoły, kształcącej artystów, szkoły, która powinna posługiwać się metodą jaknajrozleglejszego samouctwa uczniów, jaknajszerszego objektywizmu, najrozleglejszej zdolności pojmowania różnorodnych i nieraz sprzecznych przejawów artyzmu, które się w tłumie uczniów mogą ujawnić. Indywidualności takie, jak Matejko, są jak potężne dęby, zagłuszające inną roślinność w obrębie cienia własnej korony. Był on tak indywidualny, że jego środki artystyczne mogły służyć tylko jemu, tylko do osiągnięcia tych celów, które wynikały z jego talentu, temperamentu i jego umysłowości, pochłoniętej przez historyę i archeologię.
Jak talent jego narzucał całej szkole swoje sposoby tworzenia, tak umysł narzucał formy myślenia i sferę poznawania i działania. Szkoła, w owych czasach, była nawpół instytutem archeologicznym, nawpół szkołą malarstwa, malarstwa takiego, które mogło iść tylko koleinami, wyżłobionemi przez potężny talent Matejki, a które wiodły, już w pierwszem pokoleniu uczniów, do zupełnego zmanierowania — do śmierci. Indywidualności nauczycieli i uczniów topiły się, jak wosk w ogniu temperamentu i talentu Matejki. Jego przymioty, jak jego wady malarskie były wyłącznie jego, były bezpośrednim wynikiem jego duszy i tylko tej duszy mogły służyć i ją tylko wyrażać. Nikt nie był zdolny podnieść pędzla, który wypadł z jego ręki. Sztuka Matejki nie może się dalej rozwijać. Jest ona tak wyłącznie jego, że w niej niema żadnego nowo zdobytego doświadczenia artystycznego, któreby mogło wejść, jako wskazówka dla innych, do ogólnego skarbu wiedzy