Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/105

Ta strona została przepisana.

który przestępowano z namaszczeniem, tytułując go »Mistrzem«, z drugiej, jednocześnie, ten Mistrz, ten prorok zasiadał, jak każdy inny pospolity człowiek, do obiadu proszonego i sięgał po sztukę mięsa, którą mu podawała uprzejma gospodyni, tytułując »Mistrzem« i zatruwając atmosferę towarzyską ogromem tego imienia, wyrażającego najniższą uniżoność tych, co wspólnie z Matejką zasiadali do stołu.
Nie każdy człowiek może być jednocześnie niedościgłym, jak legenda, i powszednim, jak chleb powszedni. Dla niego i dla jego otoczenia wynikają stąd i sprzeczności nie do pogodzenia i przykre rozczarowania. Trzeba było być Napoleonem, żeby z pospolitej szarej kapoty zrobić szatę cezara, która przyćmiła blask i przepych purpury, trzeba było być Mickiewiczem, tym geniuszem bez miejsca i rangi, mieć tę prostotę bohaterską, która stała ponad wszystkiem, żeby każdy najpospolitszy fakt życia opromienić sobą i zmusić myśl, by pogodziła Improwizacyę z fajką i kołdunami.