Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/131

Ta strona została przepisana.

choćby przez pomyłkę, nie spyta, czy to prawda, że jest obraz Unii.« »W taki sposób, pisze dalej, niejasno wypowiadając swoją myśl, nie sprowadza się zapewne menażeryi lub czegoś podobnego, ale temu, co szczerze pracuje, ze sławą, jak mówią, narodu, wartoby przecie pomódz zapewnieniem dachu dla jego pracy. Ale to mizerye, o jakich lepiej podobno milczeć. Trzeba czekać, cóż mam robić. Ojczyzna tak chce«.
Z czasem obraz nabył kraj i zawiesił w sali sejmowej.
Mizeryi takich było zapewne dużo w jego życiu, jednakże trzeba stwierdzić, że to, co społeczeństwo polskie miało do dania, w owych czasach, człowiekowi takiemu, jak Matejko, to, poza różnemi mniejszej wagi rzeczami, mu dało. Naturalnie, trzeba zawsze pamiętać, mówiąc o społeczeństwie, że wyraz ten oznacza coś bardzo nieścisłego i że takie zbiorowe porywy całego społeczeństwa, w jednym kierunku, jeżeli się zdarzają kiedy, to bardzo rzadko. Tak samo więc, jak mówiąc: społeczeństwo polskie wydało Matejkę, mówimy komunał, który niema żadnej treści, podobnież, kiedy Zyblikiewicz ofiarowuje berło sztuki Matejce w imieniu narodu, to naród, budząc się pewnego dnia, dowiaduje się z gazet, że był takim wspaniałomyślnym i to berło Matejce ofiarował. Taki jest wszędzie i zawsze prawie stosunek jednostki do tłumu. Bądź co bądź, imię Matejki było jednem z najbardziej czczonych i najszerzej znanych w Polsce, — a w pewnej chwili było najświetniejszym przejawem polskiego życia, najdobitniejszym dowodem jego trwania. Ale życie nie stoi na miejscu. Jeżeli z jednej strony w Matejce i jego otoczeniu były czynniki, które z latami naruszały jego w narodzie stanowisko, to z drugiej strony przyrost życia, który szedł w szybkiem tempie, rozwój ruchu artystycznego i gwałtowny objaw twórczości literackiej sprawiły, że Matejko nie był już jedynym, że sławą i stanowiskiem i musiał się dzielić, że dokoła niego nie skupiały się już wszystkie promienie czci i uwielbienia. Matejko nie był zazdrosnym, nie uświadamiać sobie jednak tej zmiany nie mógł i w smutną z natury jego duszę zakradała się zgryźliwość i boleśny żal, które mu już stale towarzyszyły w nieustającej, ciągłej, olbrzymiej pracy, pracy, która też, jak zapewniał, dawała mu możność zapominania o sobie. Krył się on z tem, zjadał gorycz w samotności, wybuchając w rzadkich chwilach rozdrażnienia i nie mogąc ukryć, co czuje, nie zdradzał, dlaczego tak czuje, wytwarzając boleśne nieporozumienie między sobą a ludźmi blizkimi i współczującymi, którzy nie mogli mu w niczem dopomódz. Zresztą sposób życia, który prowadził, głód, w którym siebie utrzymywał, przy ogromnej pracy, a ostatecznie nurtująca choroba współdziałały w wytworzeniu się tych stanów duszy, które mogłyby rozłożyć i sparaliżować każdą energię o mniejszem natężeniu; — ale w Matejce panowała ta fatalistyczna siła jego bytu musiał on tworzyć, musiał bez wypoczynku, z namiętną żądzą czynu, do ostatniego drgnienia duszy.
Z jaką niesłychaną, nie słabnącą ani na chwilę energią szła ta praca,