Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/135

Ta strona została przepisana.

można już mieć wyobrażenie, przypomniawszy sobie chociażby tylko szereg wielkich obrazów, które, jak słupy, znaczące odległości, stoją na drodze twórczości Matejki. Skarga wystawiony w r. 1864, Rejtan 1866, Unia lubelska 1869, Batory 1873, Grunwald 1878, Hołd pruski 1882, Sobieski 1883, Joanna d’Arc 1886, Kościuszko 1888, Konstytucya 3–go Maja 1891, Śluby Jana Kazimierza 1893, niedokończone...
Każdy z tych obrazów, wielkich rozmiarami płótna, jest po brzegi i poza brzegi przepełniony szczegółową, zaciekle dążąca do doskonałości, robotą. Nie ma nic z szablonu, nic z komunału, nic z drugiej ręki. Nad wszystkiem unosi się poryw talentu, którego energia nie zna spoczynku, i temperamentu, który, jak podmuch wichru, pędzi rękę malarza. Jeżeli w tem jest maniera i rutyna, to wynikają one z indywidualności samego Matejki, są ubocznym produktem rozwojowego przebiegu jego artyzmu, koniecznym, nieuniknionym pierwiastkiem w twórczości każdego artysty o indywidualności bardzo określonej, więc jednostronnej, wynikiem zresztą konieczności pewnych ułatwień w pracy, która dźwiga tak ogromne, jak u Matejki, zadania, w końcu, tego tragicznego splą-