z właściwego, dla obrazu tych wymiarów, oddalenia, zdaje się on rudawą płaszczyzną, w której właściwe barwy wielkich plam rzeczy roztapiają się wskutek braku dekoracyjnego natężenia barw i świateł, i tu i tam, przyszedłszy do obrazu za blizko, kiedy już się widzi małe tylko jego skrawki, z tej masy rudawej wzrok wyławia przepyszne szczegóły, kapitalne pojedyńcze postacie, świetne w charakterze i wyrazie głowy, modelowane do złudzenia draperye, bronie, łby końskie i inne fragmenty.
Joanna jednak jest skomponowana z lepszem, jaśniejszem zrozumieniem malarskiem sceny i umiejętniejszem, w założeniu, użyciem środków malarskich do jej wyrażenia.
Noc pogodna. Ulicą miasta, nad którą wznoszą się portale gotyckiej katedry, na ognistym, potężnym koniu, jedzie jakaś natchniona dziewczyna–rycerz, z białą, rozwianą chorągwią w ręku. Wokoło niej tłum, uniesiony entuzyazmem ścisk, szał, zachwyt, a nad tem wszystkiem, w blaskach dziwnego światła, jakby tchnienie tego entuzyazmu, jakby emanacya duszy tej dziewczyny, unoszą się wiodące ją postacie dwóch łagodnych kobiet i skrzydlatego rycerza z ognistym mieczem.
Takim jest w założeniu obraz Matejki i taką w grubych zarysach jego kompozycya, rozbita i zniszczona, niestety, przy wykonaniu. Są tu doskonałe materyały kompozycyjne, pierwiastki malarskie, które rzeczywiście prowadzą do celu, które jednak wskutek rozbieżności Matejkowskiej myśli, mieszającej założenie idealne z mnóstwem ubocznych epizodów, zostały zmarnowane. Zresztą, gdyby nawet pozostały te wszystkie epizody scen ulicznych w czasie tłumnych zjazdów, Matejko, budując obraz na tem świetle, które gdzieś z góry, prześwietlając postacie świętych, skupia się na głównej postaci Joanny, budując na tym skupiającym wrażenia oczne pierwiastka kompozycyi, mógłby utrzymać całość wrażenia, gdyby nie rozbił go, rozdzierając obraz plamami rudych świateł pochodni, i gdyby, dążąc do pokazania różnych osobistości, znowu wypisanych w katalogu, nie rozprószył efektu świetlnego, będącego osią kompozycyi.
Matejko w Grunwaldzie umieścił, zgodnie z legendą, modlącego się w obłokach św. Stanisława. Nad polami, na których walczyli Achiwi i Trojanie, unosił się Ares, ryczący, jak »szesnaście tysięcy mężów«, i Atene sowiooka, — nad polami, na których walczą chrześcianie, unoszą się święci, ponieważ dusza ludzka, niepewna losów, które się ważą, niepewna ręki, która włada oszczepem czy kopią, szuka przymierza z potęgami ciemnemi czy jasnemi, byleby się wydostać z nieznośnego mroku niepewności i zgłuszyć wewnętrzny wrzask strachu.
U Gregów bogowie działali wręcz, z blizka, mieszając się bezpośrednio z ludźmi — święci chrześcijańscy, ujęci modlitwą przez którąkolwiek ze stron walczących, stają, jako orędownicy, między ludźmi a tą sferą wyższą, która jest wcieleniem niedościgłych w życiu pragnień. Matejko, wprowadzając do
Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/311
Ta strona została przepisana.