Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/313

Ta strona została przepisana.

takiej naiwności, takiego nieraz niedołęstwa, że żal bierze nad wielkim artystą, który się zbłąkał w niewłaściwe światy i tak fatalnie się jąka, plącze się w frazesach i dziwactwach.
Ale tam, gdzie Matejko miał przed sobą fakt, dający się oprzeć całkowicie na psychologii ludzkich uczuć, tam, gdzie obraz powstawał w jego wyobraźni jako przejaw jego głębokiego uczucia, gdzie był tylko koniecznością przejawienia się jego duszy, gdzie nie był wywołany celami zewnętrznymi — tam Matejko okazywał całą moc swego olbrzymiego talentu.
Obraz, który pod względem siły i głębokości wyrazu jest równy prawie Kazaniu Skargi, to Poselstwo moskiewskie przed Batorym. Król, klęczący przed nim Moskale i Possewin, jest to tak głęboki, tak subtelny, tak przejmujący moment psychologiczny, wypowiedziany z taką niesłychaną jasnością, z tak ścisłem ujęciem środkami malarskimi głębi dusz, otchłani myśli, że obraz ten prawie mówi słowami i, nie przekraczając malarstwa, wyraża więcej, niż ono zwykle może powiedzieć.
Co to za potęga ten Jezuita!
Poprostu dreszcz przejmuje przed tą tajemniczą siłą, przed tą niezbadaną głębią myśli, przed tą zaciekłością kamiennie spokojną i upartą, przed tem fatalistycznem ciążeniem jego woli nad wszystkiem, co się dokoła niego dzieje, i nad wszystkiem, co ogarnia jego myśl bezdenna. Ten czarny, tak skromnie ubrany mnich, który ledwie porusza dłonią, patrzy gdzieś w swój cel daleki, dla którego łamie i niszczy energię takiego ducha, jak Batory, takiego rozumu, jak Zamoyski, takiego państwa, jak Polska, która przed tym nieruchomym czarnym mnichem cofa się, jak wezbrany burzą ocean przed nienaruszalnym spokojem skalistego lądu. Czem są dla niego Batory, Polska, Moskwa? Tylko liczbami równania, tylko ogniwami syllogizmu, który w jego głowie się ułożył. Matejko skrystalizował w tej postaci to fantastyczne prawie wyobrażenie o wszechmocy Jezuitów, z jakiem ludzie o nich myślą.
Wykazać taką siłę, taką władzę w tej bez ruchu i jakby w pokorze pochylonej postaci, jest to zabić całą włoszczyznę, gestykulującą w całej sztuce europejskiej. Nic bardziej nie wyraża indywidualności Matejki, jego cech najszczególniejszych, i nic lepiej nie ujawnia jego najdoskonalszych przymiotów artystycznych, jak ta figura Possewina. Jest to absolutna antyteza pojmowania takich przemożnych bohaterów, jakie dotąd panowało w sztuce. Żadnej pozy — żadnych nakazujących gestów, żadnych czarodziejsko–prestidigatorskich efektów. Cała siła i cała moc nad ludźmi skoncentrowana w twarzy, z której dobywa się wewnętrzna ponura energia duszy — niepokonana, jak przeznaczenie.
Co myśli ten Batory, pod którego spuszczonemi powiekami czai się niezużyta energia zwycięzcy, zhamowana siła czynu i jakaś kamienna duma i jakaś myśl daleka i smutna, a którego palce tak złowrogo uderzają w miecz obnażony?
A Moskale? Jest to cały świat nowy, który się ukazał w obrazach Ma-