Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/323

Ta strona została przepisana.

Wszędzie doskonałe postacie, pyszne głowy z charakterem i ani śladu entuzyazmu, ani śladu zapału, ani iskierki tej siły, która dokonywa takich cudów bohaterstwa i dokonywa z tą zadziwiającą prostotą, z jaką Sobieski ze swymi niezrównanymi żołnierzami dokonał czynu, który był ostatnim wybuchem siły narodowego ducha i ostatnim aktem w narzuconej Polsce przez los misyi wstrzymania Azyi przed zalaniem Europy. Matejko nie czuł po dawnemu, z tą bezmierną głębią, a tego braku nie mógł w obrazie zastąpić ani malowany Duch święty, ani zatoczona przez niebo tęcza...
O tej misyi polskiej, spełnionej wiernie od pierwszego najazdu mongołów do odsieczy wiedeńskiej, mówi więcej złote strzemię Kara Mustafy, wiszące, jak na soplach krwi, na węzłach czerwonego jedwabiu u nóg czarnego Pana Jezusa na Wawelu, Jezusa, przed którym modliła się Jadwiga, przed którym ludzie tyle razy wyli z rozpaczy po klęskach Warneńskich, Cecorskich, Batohskich i tyle razy płakali z wdzięczności po zwycięstwach Grunwaldzkich, Obertyńskich, Chocimskich.... Nie znam cudniejszego symbolu polskiej historyi nad to strzemię. Ten wróg konny i konny naród zmagały się przez wieki z sobą, aż nakoniec zwyciężonemu wrogowi wydarto to Strzemię, które go wznosiło na grzbiet najezdniczych koni, które było dla obu walczących światów symbolem ich życia, i zawieszono u stóp swego Boga, oddano temu, w kim widziano siłę swego ramienia.
Matejko, niestety, tego już nie czuł, jak nie czuł już treści tego, co tkwiło w Racławicach; on wiedział o tem, rozumował, sądząc z tego, co pisze jego krakowski biograf, mędrkował, ale nie czuł tak prosto i potężnie, jak czuł Proroctwo Skargi, Rejtana lub Batorego.
Racławice są jedną z najsłabszych kart twórczości Matejki. Dla malarza całej tej rasy ludzi o orlich i sępich nosach, rasy dumnej, hardej, wstrząsanej głębokiemi namiętnościami, rasy wybitnych egoizmów indywidualnych, ryjących się głębokiemi bruzdami w ich twarzach — Kościuszko, bohater całkiem nowego typu fizycznego, z jego zadartym nosem, z jego demokratyczną ideą, z jego rozważnym temperamentem i uczuciowością i z jego walką, w której wystąpiły nowe siły, siły przyszłości — Kościuszko, którego los zesłał jakby tylko po to, żeby nad Polską nie zawarł się grób straszny, beznadziejny, czarny od zdrad i brudny od spodlenia, Kościuszko, z jego prostotą i garstką chłopów — jakby się nie dawał ująć wyobraźni Matejki. Była to epoka może za blizka, za mało archaiczna, zbyt dotykalnie obecna, żeby ją można było sformułować zwykłymi środkami Matejki. Sprzeczność, która leżała między naturą jego talentu i porywami uczuć, a jego umysłowemi dążeniami, tu wystąpiła w sposób szczególnie rażący. W innych obrazach Matejko starał się z materyału rzeczywistych kształtów ulepić symbole, wyrażające jego poglądy i wnioski, nadawał ludziom i rzeczom cechy hieroglificzne dla porozumienia się z widzem — czynił to zwykle bezskutecznie, gdyż elementarna dążność jego talentu do możliwie ścisłego, materyalnie dotykalnego przedstawienia rzeczy