tem przeczuciem nieszczęścia, tem udręczeniem duszy, tem zadumaniem, które twarzom dziecinnym nadaje wyraz przedwczesnej dojrzałości, twarzom młodym cechy nadmiernego przeżycia, a ze starców robi tragiczne widma.
A jednak Matejko, który w portretach tak dobitnie zdradzał swoje zacieśnienie i swoją manierę, nie powtarzał się w obrazach, nie używał ciągle tych samych postaci i twarzy. Na tle zasadniczego podobieństwa psychicznego każdy z tłumu ludzi, zapełniających jego obrazy, jest sobą, jest bardzo wybitną, określoną indywidualnością, na nowo przeczutą i przemyślaną i nowo stworzoną w sztuce — i tak jest do ostatka, do ostatniego niedokończonego obrazu.
Rozmiary obrazów Matejki wahają się w ogromnej skali różnic — od małego obrazka, wielkości kwadratowej stopy, do takich ogromów, jak Grunwald i Joanna d’ Arc, o powierzchni prawie pięćdziesięciu metrów. Jego środki techniczne, których używał z zupełną swobodą, z panowaniem nad ich materyalną istotą, zaczynają się od twardego, ostro zatemperowanego ołówka, którym z przedziwną finezyą rysował na płytkach bukszpanowych swoje studya dawnych portretów, pieczęci, budowli — kończą się na szerokim pędzlu, którym malował swoje wielkie kompozycye. Większa lub mniejsza powierzchnia obrazu wymaga każda odpowiedniego użycia środków malarskich. Matejko w małych obrazkach, jak Maćko Borkowic, jak Sąd na Matejkę, maluje z niezwykłą finezyą, zachowując cechy swego temperamentu i siłę oddania charakteru i wyrazu, kiedy zaś przechodzi do obrazów wielkich, ta finezya zmienia się na zadziwiająco śmiałe, pewne, celowe pociągnięcie pędzla, które wywołuje wrażenie takiej łatwości władania środkami malarskimi, jak gdyby one były nie sztucznym, wyrobionym wprawą sposobem ujawniania się ludzkiej myśli, lecz czemś przyrodzonem, żywiołowem, czemś, co działa automatycznie. I ten automatyzm, który niekiedy bywał tak zgubnym, był jednak do pewnego stopnia koniecznym u Matejki, żeby on mógł dokonać ogromu swego dzieła.
Oprócz tego mnóstwa obrazów i obrazków, portretów, studyów artystycznych, szkiców kompozycyjnych, studyów archeologicznych z zabytków dawnego życia, Matejko stworzył polichromię kościoła Panny Maryi, polichromię, która jest jednym ze świetnych czynów jego twórczości.
Stojąc w prezbiteryum tego cudownego kościoła i przenosząc wzrok z ołtarza Wita Stwosza na ściany, malowane według Matejki kartonów i pod jego bezpośrednim dozorem i wpływem, nie czuje się żadnej niezgody między temi dwoma nadzwyczajnemi dziełami sztuki, nie uświadamia się czterech wieków, dzielących czas ich powstania. Owszem, ile razy widzi się dzieła Matejki i przeniesie się je myślą w jakąkolwiek inną epokę sztuki, zawsze się czuje, że gdzieś, ponad renesansem, ponad współczesnymi kierunkami, sztuka ta styka się bezpośrednio ze średniowieczną. Podobnie, patrząc na skupioną na ramie grupę poważnych, surowych, rzeźbionych z wybitnem dążeniem
Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/329
Ta strona została przepisana.