religii w Polsce i z prośbą o odwołanie z niewdzięcznej legacyi.
Posłuszny O. Salmeron, już 30 listopada 1555 opuścił Wilno i wśród zimy i tysiącznych niewygód długiej podróży, stanął 22 grudnia 1555 r. w Wiedniu ledwo żywy, tak iż się na cały tydzień położyć musiał do łóżka. Dnia 1 stycznia 1556, listem z Wiednia, zdaje relacye jenerałowi zakonu, św. Ignacemu, ze swej ekspedycyi polskiej, którą podaję w dosłownym przekładzie:
„Ponieważ już w osobnym liście pisałem do Wielebności Waszej o moim powrocie do Wiednia, skąd piszę list niniejszy, wydało mi się stosownem zawiadomić W. W. o wyniku spraw minionych. Przybywszy do Wilna 28 października 1555, mieliśmy (Lippomani i Salmeron) posłuchanie u króla i otrzymaliśmy odpowiedź mało przyjemną i nieodpowiednią licznym przykrościom, wycierpianym przez legacyę. Powiedział nam (król), że chorobom królestwa można zaradzić tylko dwiema drogami: albo na drodze soboru powszechnego, którego podczas tak niepewnego pokoju zgromadzić nie można; albo na drodze soboru narodowego, który nie jest powołany do rozstrzygania sporów religijnych. Poza temi dwiema drogami nie wiedzieć, jakby można uporządkować sprawy religii, z powodu, że prawie cała szlachta zarażona jest temi nowościami. Mówiliśmy jeszcze kilkakrotnie z królem i z osobami katolickiemi, ale, ku naszemu najwyższemu zmartwieniu, zamknęli nam wszelkie wejście, aby się spodziewać czego dobrego. Traktowałem z sekretarzem królewskim, naszym przyjacielem, proponując mu założenie kilku kolegiów (jezuickich) dla ratunku religii, ale w stanie, w jakim rzeczy stoją, widzę w tem wielką trudność, a prawie niemożebność, ponieważ z każdym dniem ubywa, ginie (ad fundum descendit, deperit) ta odrobina dobrego, jakie tu jest, szlachta zaś zagarnia dochody i dobra kościelne a nawet ziemie i zamki biskupów, bez żadnego względu na sprawiedliwość i słuszność. Przeciw herezyom żaden biskup nie ośmiela się wystąpić i tak kąkol rośnie niezmiernie. Wszystko to pochodzi w wielkiej części od złych doradców, których nie brakuje nigdy przy boku wielkich panów i którzy przemagają powagą i liczbą. W tym stanie rzeczy nuncyusz myślał wrócić do Włoch, ale potem, zważając na wielkie mrozy, które panują w tych krajach półno-
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 1.djvu/160
Ta strona została przepisana.