rony (Lippomana) i innych, którzy króla namówić chcieli? ażeby przynajmniej z dworu swego tę zarazę wygnał, a dla heretyków mniej łaskawym się okazywał. Więc i na dworze i w kancelaryi (króla) wielkie mają znaczenie heretycy; tych i król po przyjacielsku traktuje, i biskupi na uczty zapraszają, i z kanonikami katedralnymi, rodowitymi szlachcicami, żyją bardzo poufale. Król zdaje się winę składać na biskupów, ci zaś na króla... A ci biskupi, jak na te czasy, są niedoświadczeni, podobni do lekarzy, wobec nowych, nieznanych, a ciężkich chorób, albo do niebacznych sterników wśród groźnej burzy. Wszelką ich powagę osłabia bardzo chciwość (avaritiae nota), dla której w powszechną popadli nienawiść. Wszyscy oni już starcy niedołężni, dbają bardziej o pielęgnowanie swego zdrowia, niż o duszpasterstwo, i jakby zrozpaczyli o wszystkiem, o tem tylko zdają się myśleć, żeby w razie, gdyby im uciekać przyszło, mieli sami ze swoimi żyć z czego. Dziwi się legat, że ci biskupi pozwalają i ogłaszają takie rzeczy, które największą nieznajomość prawa bożego i ludzkiego zdradzają, a nie mają przy sobie mężów zdolnych, którzyby ich podparli wierną radą i skuteczne podali im lekarstwa. Króla i biskupów poratować lepiej nie można, jak zwołaniem synodu, ale niech proszą, aby przysłano im na prezydenta synodu jakiego kardynała, któryby, zjechawszy do Polski, kler zupełnie zdemoralizowany (prorsus deformatum) zreformował i sam osobiście wszystkie dyecezye zwizytował, chociażby mu cały rok na tej świętej robocie zeszedł.
„Senat w większej części odpadł od dawnej swej wiary, w wieloraki sposób poniewierają władzę kościelną... Szlachta tak nienawidzi biskupów, że król ich ledwo ochronić potrafi... Sekciarze prawią tu do tego czasu kazania i odprawiają jakąś swą wieczerzę pańską, i to w obecności króla w Piotrkowie, i z sprzyjaniem szlachty, która w swych domach te nabożeństwa śmie odprawiać, bez niczyjego, oprócz legata naszego, oporu
„Jasna tedy, że szatan czuwa nad tym sejmem i dzielnie gra swą rolę bo wybitniejszych sobie podbił, a niższych t. zw. posłów zepsuł kwasem sekt, które między sobą rozdzielone, tu cudownie kwitną.
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 1.djvu/169
Ta strona została przepisana.