Z rozmowy z świeckimi senatorami i wybitniejszymi posłami katolickimi wyniósł nuncyusz to wrażenie, że decreta regni omnibus legibus anteponunt, prawa Rzpltej są im ważniejsze, niż wszystkie inne, że więc wobec wolności szlacheckich do wywołania z kraju lub silniejszej represyi różnowierców oni ręki nie przyłożą. Dobrze się więc stało, dodaje Kanizy, że na ten sejm nie zjechał kardynał-legat, bo nicby nie wskórał, jeno upokorzenie byłoby jeszcze większe.
„Podczas sejmu heretycy odprawiają publiczne nabożeństwa, „lekko traktują króla, a herezyarcha Radziwiłł mirum quantum honoratus szczególną czcią otaczany“. Rozprawiają wiele o synodzie narodowym, ale w soborze trydenckim całą ufność pokładają. Reforma Polski rozpocząć się powinna od biskupów i kleru. „Co my tu wskóramy, doprawdy nie wiem, jeżeli patrząc przez palce na występki (crassa vitia) prałatów, tylko przeciw heretykom broń podnieść zechcemy“.[1]
Jak z dyaryusza sejmowego wiadomo, król, chcąc uniknąć religijnych sporów na sejmie 1558 r. i takowe do onego projektowanego synodu narodowego odroczyć, przedłożył sejmującym stanom wniosek, aby porządek przyszłej wolnej elekcyi ustanowiono, skarżył się przytem i groził śledztwem na tych, którzy rozgłaszają, że się z dworem cesarskim o następstwo tronu tajemnie układa. Jakoż heretycy „naumyślnie o to się starają, aby na sejmie o religi mowy nie było, bo przez to grasować dalej mogą bezkarnie i wszystkie swe siły zwrócą, jak zechcą, przeciw duchowieństwu“[2]. Istotnie rozzuchwalili się do tyla, że przez jednego z swych posłów, Hieronima Ossolińskiego, domagali się wyrzucenia biskupów z senatu, jako ludzi, którzy dwom panom, papieżowi i królowi służąc, nie mogą dobrze o sprawach królestwa radzić. Dotykając tej sprawy, Kanizy pisze do Lajneza z oburzeniem i żalem: „Polska przez protestantyzm popada w barbarzyństwo. W szczególniejszy sposób modlić się za nią trzeba. Heretycy prawią w najlepsze