stycz. t. r. Tyczyła się ona głównie porządku i bezpieczeństwa osób i mienia podczas bezkrólewia i elekcyi, ale zabezpieczała różnowiercom wolność religijną prawnie i to w podwójny sposób.
„Obowiązujemy się pod wiarą, poczciwością i sumieniem naszem... na żadnego pana nie pozwalać jedno z takową pewną a mianowitą umową, iż nam pierwej prawa wszystkie, przywileje i wolności nasze, które są i które mu podamy post electionem (początek paktów konwentów) poprzysiądz ma. A mianowicie to poprzysiądz, pokój pospolity między rozerwanymi i różnymi ludźmi w wierze i nabożeństwie zachowywać“. Zanim to nastąpi „obiecujemy to sobie wspólnie pro nobis et successoribus nostris in perpetuum sub vinculo juramenti fide, honore et conscientiis (dla nas i potomków pod przysięgą, uczciwością i sumieniem), iż którzy jesteśmy dissidentes in religione (różni w wierze), pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech, krwie nie przelewać, ani się penować confiscatione bonorum (konfiskatą dóbr), poczciwością, carceribus et exilio (więzieniem i wygnaniem) i zwierzchności żadnej, ani urzędowi do takowego progressu żadnym sposobem nie pomagać: i owszem gdzieby ją kto przelewać chciał ex ista causa, zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu, albo za postępkiem jakim sądowym, kto to chciał uczynić[1]“.
Przewidując, że obrany król będzie katolikiem, zabezpieczyli się tą konstytucyą różnowiercy nietylko przed jakimkolwiek zamachem katolików, ale przed wszelkim dekretem, pozwem, sądem, zarówno biskupim, jak królewskim, z powodu odmiany wiary, tak, że chociażby taki dekret biskup, czy król, czy sejm nawet wydał, starostowie wykonać go nie mogą.
Zyskała więc szlachta — naród, nową, prawnie uznaną i zabezpieczoną wolność, wolność sumienia, najzupełniejsze równouprawnienie wyznań, którego bez skutku domagała się od Zygmunta Augusta[2], a które najlepszą było tarczą swobód szla-