checkich, bo zagradzało królowi drogę do wyzyskania antagonizmu wyznaniowego na rzecz wzmocnienia władzy królewskiej. Dlatego też oprócz biskupów i to nie wszystkich[1], którzy pod parciem nuncyusza Commendonego założyli protest, a potem na synodzie piotrkowskim 1577 r. konfederacyą potępili, katolicy świeccy przyjęli ją bez protestu i na razie nie dopatrzyli się w niej nic sumieniu katolickiemu przeciwnego.
A zawierała ta „konfederacya“ jeszcze jedne rzecz wstrętną i ohydną, niewolę sumień biednych poddanych: „Wszakże przez tę konfederacyą naszą zwierzchności żadnej nad poddanymi ich tak panów duchownych, jak świeckich, nie derogujemy, i posłuszeństwa żadnego poddanych przeciwko panom ich nie psujemy, i owszem, jeżeliby gdzie takowa licjncya była, sub praetextu religionis, tedy jako zawsze było, będzie wolno i teraz każdemu panu poddanego swego nieposłusznego, tam in spiritualibus quam in saecularibus, podług rozumienia swego karać“.[2]
Nigdy żadna dotąd ustawa nie oddawała kmiecia z duszą i ciałem w tak srogą niewolę pana bez możności ratowania się opieką sądową lub czyjąkolwiek ludzką, żadna nie była nacechowana taką o pomstę do nieba wołającą niesprawiedliwością, jak ta; uprawniały ją późniejsze konstytucye sejmowe „o zbiegach“. Szlachcic, który dla wiary nikomu penować siebie nie pozwalał, penował „według swego rozumienia“ kmiecia katolika, jeżeli ten heretyckiej jego wiary przyjąć się wzbraniał; najgorsza z tyranij zamienioną została w prawro i nikt prócz biskupów nie podniósł głosu protestu i potępienia, tak reformacya i wyuzdana wolność szlachecka zamąciła pojęcia, skrzywiła sumienia. Dopiero w lat kilkanaście potem Jezuita Skarga w swym „Procesie na konfederacyą“ wrykazał jej bezbożność, niesprawiedliwość i sprzeczność z zdrowym rozumem.
Nie tak szczęśliwi byli różnowiercy z drugim swym projektem wybierania króla przez senat i połowę posłów ziemskich, jak chciał Rej, z apelacyą do drugiej połowy posłów,