tego gruntowne studya odbył nad prawami króla do Inflant i pretensyami cara, i przekonał się, że z prawa i słuszności Inflanty należą się królowi, car zaś szłusznie żąda, granice zachodnie carstwa mieć zabezpieczone. Ustępstwa więc obustronne były konieczne; domagając się ich legat, naprzykrzyć się musiał obojej stronie, nie dogodził żadnej. „On trzyma z Polakami, przeciw nam bierze stronę“, skarżą się carscy z natury rzeczy i usposobienia skryci i podejrzliwi. „Porywczym, ambitnym i próżnym, oszczerczym przeniewiercą Polaków zajętym bardziej politycznymi kombinacyami jak niebieską hierarchią, godnym figurować na ołtarzach moskiewskich obok św. Mikołaja, przed krórymby palono świece, jak przed cudotwórcą z Myry“, tak go ocenia i nazywa w swych listach do posłów Zamojski i przestrzega ich, aby się nie zwierzali przed nim ze wszystkiem[1].
A tu cała odpowiedzialność za przebieg i wynik kongresu ciąży na nim. Wie to jedno, że król domaga się całych Inflant, że więc tylko co do kontrybucyi wojennej i oddania zamków moskiewskich ustępstwa ze strony polskiej są możliwe, ale jak daleko pójść w nich mogą królewscy, od Zamojskiego zależni i nieufnością przezeń do legata napojeni, tego się nie dowie. Większa jeszeze tajemnica okrywa ustęp-
- ↑ „Niekontent pan hetman z Possevina; otwarcie mówi: „Co djabeł każe o nim, nie widziałem, prawi, wszeteczniejszego chłopa nadeń. Chciał sekreta królewskie wiedzieć, aby mu powiedał, na czem by chciał król w tem jednaniu od moskiewskiego (księcia) przestać. Też chciał w radzie przy królu siadać, kiedy o instrukcyej była mowa do Zapola. Przysiągłby (Possevin), że moskiewski nań łaskaw, a iż k’woli jemu ochrzci się na papieską wiarę. Ano niech jeno będzie po tych traktatach, dawszy mu kijem, wyżenie go od siebie“. (Dziennik Piotrowskiego 10, 11 12. grudnia, str. 198).
Uczuł legat dotkliwie tę nieufność. Dnia 24. grudnia pisze do Zamojskiego: „Miratss sum nonnihil, zdziwiło mnie to trochę, że mi ani pisma Dostojności Waszej o zamkach które carowi w Inflantach wydane być mają, nie doręczono, ani nie zakomunikowano nic z tego co W. D. pisał do posłów, aby oni najprzód ze mną się znieśli. Zaiste, czego medycyna nie zna, tego nie leczy, i nic też dobrego nie urodziła nieufność ożeniona z podejrzeniem tym, którzy się obawiają tam, gdzie się nietylko bać nie należy, ale gdzie się najszczerszej pomocy i nie bez dobrego skutku doznaje“. (Moscovia. Epistolae).