dzić do skutku szczerze upragniony od samych przeciwników pokój. Gdy on stanął, ten sam Zamojski, po Bogu „dzięki składa i winszuje legatowi, że dzieło pokoju przez niego dokonane, i że tyle dla obojej strony pracy i trudu podjął“, jakby w nagrodę za trudy i nieufność, jaką go dręczył, przyrzeka mu przywrócenie prędkie katolicyzmu w Inflantach[1].
Dzięki temu usposobieniu i taktyce carskich i królewskich posłów, obrady, które w kilku dniach zakończyć spodziewano się, trwały 33 dni, (od 13, grud. do 15. stycz.), zajęły 21 posiedzeń, rozpadają się zaś na dwie części. Pierwsza terytoryalna, przeprowadzająca rozgraniczenie krajów i zamków, i dla tego burzliwa wielce, zajęła pierwszych dziesięć posiedzeń, które przeważnie zeszły na formalnych targach o „zamki“. Carscy bowiem nie chcieli przyznać i nie przyznali też tego, że car oddaje „Inflanty“, jeno że oddaje „zamki inflanckie te, które są w jego posiadaniu“, zależało im więc na tem bardzo, aby jak najmniej tych zamków oddać musiał, a za to, aby pięć swoich zamków przez króla zdobytych, nazad odebrał. Opuszczam szczegóły tych targów, które zaostrzył i mieszał jeszcze bardziej Zamojski swemi poleceniami na trzy zawody z pod Pskowa nasyłanemi[2]. Dobijać targu musiał każdym razem legat. Nie jedyny to był trud i utrapienie jego; zawód przykry spotkał go na sesyi 4-tej 18 grudnia.
W nadziei nawrócenia do katolicyzmu, króla Szwecyi Jana I. u którego, jak opowiem później, dwa razy sprawował legacyą, podjął się Possevino zapośredniczyć między nim a carem przymierze. To samo polecił mu Grzegorz XIII w swem breve. Konferował więc w tej mierze na pięć zawodów z carem i królem polskim, wyprawił z Starycy i z pod Pskowa listy w tym sensie do Jana i chciał koniecznie objąć traktatem Zapolskim także Szwecyą. Tymczasem król Jan swego pełnomocnika nie przysłał, Warszewickiego zaś jako niewymienionego w instrumencie królewskim, carscy przypuścić nawet do kongresu nie chcieli i pytali słusznie, jakiem prawem ma on re-