im chwali, ani do energicznego stłumienia reformacyi i utworzenia na jej ruinie silnego rządu, czy to dla braku stanowczości charakteru, czy też przez wyrachowanie polityczne. Czując niemoc królewskiej władzy a nie mając animuszu pójść przebojem, obrali pośrednią drogę, drogę kompromisu z reformacyą, tolerancyi religijnej; naśladowali w tem zresztą cesarza Karola V. Nie była ona u nich środkiem politycznym z góry obmyślanym, ale naturalnym skutkiem słabości ich królewskiej władzy i powiedzmy, ich charakteru.
Dzięki temu, już w ostatnich latach rządów Zygmunta I. reformacya miała wielu wyznawców między szlachtą a zwolenników w duchowieństwie. Wielki ruch umysłowy, zaprawiony namiętnością religijną, jaki od 1520 r. reformacya na Zachodzie wywołała, udzielił się Polsce, cywilizacyą z Zachodem związaną, a znalazł żywioły przyjazne w obniżeniu się ducha kościelnego w episkopacie, w mieszczaństwie niemieckiem, w reminiscencyach husyckich, w rozbudzonej humanizmem wyobraźni szlacheckiej, a wreszcie w wiekowym sporze z papieżem i duchowieństwem o annaty i dziesięciny. Młodzież bogatsza mimo edyktów króla wyjeżdża tłumnie na uniwersytety protestanckie, książki heretyckie sprzedawane na dziedzińcach akademii krakowskiej, namiętność rozstrząsania religijnych i politycznych zagadnień ogarnia rzeszę szlachecką. Poważniejsze, głębiej myślące umysły przerażone rokoszem lwowskim szlachty, anarchią możnowładców, korupcyą Bony, kupią się koło króla, żądają „naprawy rzpltej“, a widząc jego niedołęstwo starości, wszystką nadzieję pokładają w młodym Zygmucie Auguście, obranym jeszcze 1530 r. królem.
Pozyskać go przedewszystkiem pragnie nowinkami religijnemi rozbudzona szlachta. Ogół jej pojmował reformacyą po swojemu, jako dopełnienie wolności swej politycznej. Nie tykając dogmatu, a przynajmniej nie wiele troszcząc się o niego, nie znosząc hierarchii kościelnej, nie łakomiąc się na dobra duchowne, pragnął niezawisłości od Rzymu, zniesienia jurisdykcyi biskupiej, annat i dziesięcin, żeństwa księży, komunii pod dwoma postaciami, polskiego języka w nabożeństwie, słowem narodowego kościoła z królem na czele (a więc schyzmy), którym objęci być mieli rzymsko-katolicy zarówno jak i greko-rusini. Niejasne to, mętne zrazu pojęcie, skrystalizowało się
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 1.djvu/39
Ta strona została przepisana.