czekiwaniu orzeczeń lekarskich, bo już i Simmoni o życiu króla zwątpił, trawiono drogie godziny. Byli przecie na zamku oprócz podkanclerzego biskupa Baranowskiego, kaznodzieja i spowiednik królewski OO. Laterna i Arias, którzy snać nic nie wiedzieli o niebezpieczeństwie choroby, byt w mieście proboszcz: nikomu w tem zamieszaniu na myśl nie przyszło, dogorywającemu królowi przywołać kapłana. On zaś ku wieczorowi „był nadzwyczaj smutny i milczący“. Cieczył go sam niepocieszony Buccella, król na to: „Oddałem się już w ręce Boga, przygotowany jestem do śmierci, nie trwoży mię ona, jeżeli nie mówię, to dlatego, że mi cięży głowa i senny jestem“. Albertrandi dodaje, że „przyjęcie sakramentów św. odłożył do dnia następnego“. Wnet jednak gwałtowny paroksyzm wprawił króla w agonią. Ledwo go nacieraniami ocucono, aliści drugi jeszcze gwałtowniejszy atak pozbawił go życia. Namiętna broszurowa polemika pomiędzy obydwoma lekarzami królewskimi przez kilka miesięcy prowadzona nie wskrzesiła zmarłego, ani nawet natury choroby nie wyjaśniła dokładniej, wszelkie jednak podejrzenia otrucia zdają się być wykluczone[1].
W piętnastu tedy kolegiach i domach na polskiej i siedmiogrodzkiej ziemi pracował zakon, kiedy wielki Batory przedwcześnie schodził do grobu.
Rzućmy okiem na te prace.
Celem ich zwalczenie różnowierstwa najprzód na polu szkolnictwa, na którem ono dotąd górowało. W ciągu lat 20 otworzyli Jezuici dwie akademie w Wilnie i w Brunsberdze, bo tak kolegium hosiańskie powszechnie nazywano, chociaż wielki kurs teologii otwarty tam został dopiero 1592 r.; dziesięć szkół gimnazyalnych: w Pułtusku, Jarosławiu, Poznaniu, Połocku, Koloszwarze, Białogrodzie (Alba Julia), w Rydze, Nie-
- ↑ Albertrandi. Panowanie Henryka Walezego i Stefana Batorego 324, 453, list naocznego świadka Chiakora do kanclerza siedmiogrodzkiego Wolfganga Kowacza.