ta postawiła króla odrazu w fałszywej pozycyi, krępowała jego akcyą katolicką i tłumaczy wiele.
Stany bowiem szwedzkie wiedziały dobrze o sympatyach katolickich króla Jana. Nawykłe do posłuchu, gdy król rozkazywać umiał, brały na kieł, gdy niepewność i słabą rękę uczuły. Skrępowany przysięgą Jan III, rozkazywać już nie umiał, zmuszony był działać ostrożnie, po kunktatorsku, pchać sprawę naprzód i znów ją cofać, aby nie drażnić, a właśnie tem drażnił najbardziej, ośmielał i rozzuchwalał. Chcąc pogodzić przysięgę swą z przywróceniem katolicyzmu, wyobrażał sobie, wmawiał w papieża i jego legatów, że Szwedom koniecznie potrzeba komunii pod dwiema postaciami, żeństwa księży i liturgii narodowej, podczas gdy zupełnie wystarczało zostawić szlachtę w posiadaniu dóbr duchownych. Zabezpieczona z tej strony, dopomogłaby raczej królowi do obalenia luterskiej wiary, na której jej w gruncie rzeczy mało zależało, a z księżą żonatą, w urzędników państwa przez Gustawa zamienioną, sprawa była tem łatwiejsza, że stary, a giętkiego charakteru arcybiskup Petri, któremu przecie na zatrzymaniu żony zależeć bardzo nie mogło, mógł dać w tej mierze przykład budujący i wolę króla powagą swą poprzeć[1]. I w Polsce wołano o to samo, stworzyć sobie chciano kościół jakiś narodowy, nie otrzymano nic z tego, a przecie różnowierstwo runęło, bo w Polsce, jak w Szwecyi, nie wyrosło ono z wnętrza narodu, ale było plantą egzotyczną, nasadzoną tam ręką przybłędów, nowatorów, tu ręką tyrana. Ale niefortunna przysięga paraliżowała wszystko. Szwecya miała pozostać na pozór luterską, a w gruncie i wnętrzu swojem zmienić się w katolicką, Jezuici i legat papieski mieli w myśl króla dopomódz mu do tej szczególnej w swym rodzaju kombinacyi lutersko-katolickiej, a Stolica św. dać na nią sankcyą.
- ↑ Legat Possevino podawał królowi 1578 bardzo praktyczny na to sposób. Żonaci proboszczowie niech pozostaną z rodzinami na swych probostwach i biorą z nich dochody, ale zarząd duchowny swych parafii niech oddadzą bezżennym już księżom wikaryuszom, których zamiast dotychczasowych luterskich küstnerów, czyli kościelnych, niech sami opłacają.
Pozostają więc czem byli in temporalibus, zaś in spiritualibus wyręcza ich vicarius dirigens et caelebs. Powoli wymrze żonaty kler, a pozostanie tylko kler bezżenny.