słuchawszy z uległością napomnienia królewskiego, aby nikt nie ważył się przeciw Kościołowi katolickiemu, papieżowi i jego księżom publicznie słowem lub piórem występować, rozszedł się do domów.
Tego samego dnia przyzwawszy król Possevina do siebie, opowiedział z tryumfem zwycięstwo swoje, dodał wszelako, że bez onych dyspens z Rzymu i bez księży katolickich, którzyby z początku przynajmniej pastorów udawali, katolicyzmu w Szwecyi przywrócić nie potrafi. Rozesłał niebawem po prowincyach komisarzy, którzyby wykonania uchwał linkoepińskiego synodu dopilnowali, przeniósł się z swym dworem do letniego zamku Stegeborgu, gdzie już królowa z swym dworem rezydowała, i zaprosił tam Possevina, który zniechęcony słabym rozwojem katolicyzmu, uporem i małodusznością Jana, do odjazdu się gotował.
Po uroczystem posłuchaniu pożegnalnem, król żegnał go jeszcze w przybocznym gabinecie, ponowił znane swoje postulata, bez których nawrócenie Szwecyi niemożliwe, i swoje obietnice, „iż na zawsze pozostanie przyjacielem Stolicy św.“, pozwolił mu zabrać z sobą 17 szwedzkich młodzieńców, którzyby w kolegiach papieskich w Ołomuńcu i Brunsberdze studya ukończywszy, do Szwecyi jako księża wrócić mogli, rozprawiał jeszcze o dwojakim rodzaju księży i biskupów: prawdziwych, których Szwecyą już prawie nie ma i fałszywych, „którzy otrzymawszy z naszej kancelaryi państwowej kartkę (nominacyę), odrazu swoje biskupie urzędowanie obejmują, nie są więc biskupami prawdziwymi i też prawdziwych księży święcić nie mogą“. Kładł mu na serce polecenia swe polityczne do cesarza, do króla Hiszpanii, do zwycięzkiego króla Batorego, który przymierze przeciw Moskwie zawrzeć pragnął i do papieża o oddanie kościoła św. Brygity w Rzymie, w końcu odprawił go z słowami: „Wiedz, że gdy po dziesięciu latach tu powrócisz, zastaniesz nas zawsze stałym w tej wierze, w katolickiej wierze“, rozumiał zaś swoją a nie rzymską katolicką wiarę[1]. W kilka dni potem król odjechał do Sztokholmu.
- ↑ Nunz. di Germ. t. 92, str. 394 i następ.