warta. Licząc tych wszystkich, którzy powinni służyć w wojsku, możnaby z pewnością twierdzić, że cała jazda polska, oprócz litewskiej, liczyłaby 100.000 koni, w rzeczy samej nie wynosi więcej jak połowę[1]. Król (Zygmunt August) lubiący spokojność ani razu jeszcze w pole nie wyruszył, co osłabiło ducha wojennego szlachty. Teraz, odwykła od oręża zalega pole, i zamiast bronić granic państwa i złączonych z niem krajów, oddaje się czytaniu zakazanych książek heretyckich, tak iż ta sama szlachta, która dawniej zwykła była walczyć przeciw niewiernym, dziś wymierzyła ciosy przeciw wierze katolickiej“[2].
A co, czy nie wierna fotografia szlachty polskiej, czy główne jej rysy nie przechowały się do dziś dnia u praprawnuków tamtej? I właśnie w tym charakterze szlachty polskiej szukać należy jednej z przyczyn szybkiego wzrostu reformacyi w Polsce. Żądza wolności, niezależności od nikogo i w niczem, wrodzona ruchliwość gnała ją do nowinek religijnych bardziej, niż polityczna rachuba, że przez nie krótsza i prostsza droga do tyle upragnionej egzekucyi praw i do upokorzenia możnowładztwa, zwłaszcza zaś biskupów. Płytkość umysłowa, lenistwo duchowe, nie dozwalające nic zrobić dokładnie i przeprowadzić gruntownie, nie dozwalało jej przejąć się niemi na wskroś; uczuciowość szlachetnego w gruncie serca, przywiązanie do starych tradycyi, bezwiednie pociągało ją ku dawnej wierze ojców, i dlatego t. z. reformacya przyjęła się nie szczerze po wierzchu, nie zaszczepiła, nie zakorzeniła się w głębiach społeczeństwa szlacheckiego, bo nie znalazła gruntu dla siebie, bo nie wywołała jej ani potrzeba obszerniejszych swobód i wolności jak w Niemczech, ani nie narzuciła jej i dzierżyła panującego tyrania jak w Anglii. Nowość i ta Polakom wrodzona żądza naśladowania, obok gorączkowej żądzy niezależności od nikogo i w niczem, oto bodaj czy nie główne sprężyny, poruszające u nas cały ruch różnowierczy. Skoro urok nowości zniknął, a ten bardzo prędko się za-