Mamy o tem świadectwo autentyczne: „Młodzież w szkołach miejskich, która wychodzi na księży, nie bardzo kształci się w naukach, ale zamiast Minerwy czci Bachusa, pijaństwu i hulance oddana, wala się po karczmach; ztąd też pochodzi, że księża nasi najzawołańsi są pijacy wiecznie nietrzeźwi ebritate madentes et olentes crapulam“, narzeka z oburzeniem synod piotrkowski 1551[1].
Z drugiej strony lepsze probostwa (beneficia pinguia) kanonie i prepozytury kolegiat, dostawały się prawie wyłącznie księżom szlachcie, bo tak nakazywały statuta Alexandra i Olbrachta Jagiełłów. Ci zaś nie kontentując się jednem, kumulowali kilka beneficiów i kanonij, i nawet po przyjęciu ustaw soboru trydenckiego, wyjednali sobie na tę kumulacyę przywilej w Rzymie[2].
Rezydowali albo przy królu, albo przy katedrze lub kolegiacie, albo w ulubionym swym majątku, a wyręczali się na innych beneficyach wikaryuszami, i brali na nich kto się nawinął, brali zaś niewykształconych i niezdolnych tem chętniej, że mniej im płacić potrzebowali jak zdolnym i wykształconym. Główny więc ciężar pracy parafialnej spadał na tych wikaryuszów, księży biednych, plebejuszów, mało wykształconych i mało uzdolnionych, często chciwych na grosz, pijanych, brudnych i zaniedbanych, o których synod piotrkowski 1551 najsmutniejsze daje świadectwo[3].
Nie raz też i proboszczowie wioskowi, naśladując w tem biskupów, upatrzywszy sobie chłopaka wiejskiego albo krewniaka swego, sami ich poduczyli trochę łaciny, liturgii i katechizmu i przedstawili biskupowi do święceń, jako swych pomocników a potem i następców w duszpasterstwie. Nie bardzo więc świetnie wyglądał kler parafialny tak pod względem nauki, jak duchownej cnoty i pobożności, a przykład ks. Orzechowskiego, który ożenił się z panną Chełmską i żył z nią publicznie, znalazł wśród parafialnego kleru mnogo naśladow-