Zabójstwo, rabunek, świętokradztwo karano śmiercią przez ścięcie mieczem, zaostrzoną często ćwiertowaniem, darciem pasów, wyrywaniem kawałów ciała rozpalonemi kleszczami, odcięciem ręki; dzieciobójczynie topiono, czarownice palono na stosie lab topiono. Zwyczajną kradzież, burdę, rozpustę itd. karano chłostą u pręgierza, od 15—50 plag Tylko nieszlachta sądziła się sądem miejskim. Szlachtę zaś, która coraz gęściej osiadała w miastach i „dworce“ tam miała, albo przebywała tam chwilowo, a dopuściła się gwałtu na dom, porwania niewiasty, rabunku, podpalenia, napadu, sądził za powyższe zbrodnie sąd starościński[1], więzienia były w wieży lub w lochach zamku; za rany i zabójstwo sąd ziemski i królewski. Apelacya od wyroków sądu miejskiego szła dawniej do najwyższego sądu magdeburskiego w Krakowie na zamku i w Poznaniu, judicium supremum magdeburgense Castri Cracoviensis, od Zygmunta czasów do sądu nadwornego assesorskiego, od jego zaś wyroków do sądów królewskich relacyjnych później do trybunałów wielkich.
Kat miejski (mistrz, carnifex, tortor) oprócz pensyi, płatny był za każdą swą czynność osobno, od torturowania po kilka złp., od chłostania po kilkanaście groszy, od ścięcia głowy 2—6 złp. od topienia i palenia na stosie 3 złp. Zalewano go wódką, aby miał dosyć energii do swego krwawego rzemiosła. Za wódkę, równie jak za świece i siarkę do przypiekania i za koszulę śmiertelną płacił magistrat. Osobna szkoła katów istniała w Bieczu. Nie rzadko kat trudnił się „leczeniem“ i to za pozwoleniem urzędu miejskiego. Do niego także i jego pachołków „podkacików“ należało czyszczenie kanałów i kloak miejskich. Majster szerokiego pola (hycel) czuwał nad zdrowiem bydła, grzebał padliny, chwytał psy i wściekłe koty.
Za drobne przekroczenie przepisów miejskich, za hałasy i burdy, burmistrz bez długiej procedury sadził „sławetnego“ obywatela na kilka godzin lub dni do „kabatu“ czyli lżejszego więzienia lub naznaczał kary pieniężne „grzywny“.[2]
- ↑ Vol. leg. I. 34.
- ↑ Porównaj: Ks. Sygański. Nowy Sącz, t. II. rozdz. 3, 4.