szkół ludowych, owszem pogarda dla nauki, brzydzili się nią świeccy, nie pielęgnował jej kler mołdawski.
Petryło rad z obecności Jezuitów, oprócz trzech oficyalnych posłuchań, na których rozmawiał z nimi przez tłumacza, chętnie zapuszczał się w poufne z nimi rozmowy o władzy papieża i soborów, o pochodzeniu Ducha św., o czyścu; powtarzał, że nie ścierpi predykantów kacerskich; już ich wypędził, nie wpuści ani jednego. Katoliccy są mu mili, niech mu zaufają, niech liczą na pomoc i hojność jego; „waszą, dodał, Jezuitów rzeczą — ułożyć program akcyi, ja go wam wykonać dopomogę“.
Nie łatwo było w tym chaosie ciemnoty, błędnych wierzeń, guseł i zabobonów a niesłychanej korupcyi obyczajów ułożyć program. Dla Katolików zarówno jak schizmatyków Mołdawii rozpusta stała się niemal zwyczajem narodowym, nikt się nią nie gorszył. Wielożeństwo i rozwody, gdy za ćwierć dukata danego żonie mąż rozwodził się z nią, brał ślub z drugą, stały się plagą rodzin. Święta i niedziele zamiast w cerkwiach, obchodzono pijatyką na umor w gospodach i domach; ten mir miał i posłuch, kto do kielicha najtęższy, przetrzymał wszystkich. Lenistwo zamieniło się w formalny wstręt do pracy, bo i na co i dla kogo miał pracować Mołdawianin, kiedy urzędnik hospodarski zabrał mienie na podatek i haracz, zrabował Kozak lub Tatar lub własny żołnierz przy częstych a zawsze krwawych zmianach tronu, iż Mołdawią „polem przepiórczem“ nazwano, przy corocznych niemal najazdach i wojnach. Goły nie boi się rozboju, więc też pomimo żyzności gleby, ubóstwo i nędza udziałem była mołdawskiego ludu.
Dla zarazy, Ojcowie nie osiedlili się odrazu w przygotowanym dla nich klasztorze w Kutnarze, pracowali więc głównie dla Sasów i Seklerów tam gdzie ich znaleźli, i nawrócili w kiku miesiącach 5.000 heretyków. Niech nam się to nie wyda przesadą. Ciemny lud i mieszczaństwo szło za przykładem księży: gdzie ksiądz został heretykiem, tam i lud i mieszczanin. Gdy Petryło wygnał predykantów, a księży żonatych i heretyckich z parafii pousuwał, ci wrzekomi heretycy pozostali jak owce bez pasterza. Brał ich więc, kto pierwszy się nawinął. Zjawili się Jezuici, mówili gorliwe kazania, pouczali katechizacyami po domach, lasach, polach, więc zbałamuceni tylko ci
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 2.djvu/127
Ta strona została przepisana.