bywał u kcia Wiśniowieckiego, dopokąd Ojciec św. inaczej nie zarządzi. Udzieliłem mu też dyspensy od postu, gdyż upewniał pod sumieniem, że posty bardzo szkodzą jego zdrowiu. Jednej tylko rzeczy odmówiłem: nie chciałem ani mówić, ani decydować, ażali na wypadek odzyskania dziedzicznego swego carstwa, podczas koronacyi komunikować może z rąk schizmatyckich. Zostawiłem to rozsądzeniu Ojca św., bo czasu na to, myślę, będzie jeszcze dosyć“[1].
Dnia 25 kwietnia opuścił Dymitr Kraków, udając się do Sambora, gdzie układał z Mniszchem przedślubne stypulacye, spisane w dwóch urzędowych aktach z d. 25 maja i 12 czerwca i gromadził zaciągi wojskowe.
Oto akt pierwszy dymitrowej tragedyi, opowiedziany na urzędowej relacyi nuncyusza Rangoni, najzupełniej zgodnej z naracyą Wielewickiego, opartą na diariuszu naocznego świadka, O. Sawickiego. Wszystko inne błędem lub zmyśleniem. Niech sądzi kto chce, wróg czy przyjaciel, rola Jezuitów w tym akcie jest drugorzędną i wyłącznie religijną. Im chodziło o nawrócenie tego młodego Moskala, którego król, nuncyusz, w części także opinia publiczna uważali za Dymitra, prawowitego syna Iwana IV, a przez niego w danym razie o nawrócenie Moskwy. Ażali to prawdziwy czy zmyślony Dymitr, ażali zdoła on, zostawszy nareszcie carem, dotrzymać, chociażby szczerze chciał, obietnicy przeprowadzenia unii z Rzymem, te kwestye czy wątpliwości nasuwały się im z pewnością, ale rozwiązanie ich zostawiali tym, którzy Dymitra na arenę polityczną wprowadzili i na niej mu pomagali.
Akt drugi tragedyi, to niesłychane powodzenie oręża dymitrowego, które rozwiało, jeżeli jakie były, niedowierzania i niechęci przeciw niemu.
Król Zygmunt, jak dowodzi O. Pierling, na dnie duszy był przeświadczony, że Dymitr oszustem[2]; czy to jednak przez