potem obydwóch Ojców z przedniejszymi Polakami na ucztę koronacyjną. Odtąd trzymał ich zdala od siebie, widywał bardzo rzadko, tylko przez jednego z sekretarzy upewnił ich o swej szczególnej łasce i o tem, że na niczem mu tak nie zależy, jak założyć dla nich co najprędzej kolegia ze szkołami, a nawet z kościołami w swem państwie, że jednak wobec swoich postępować musi ostrożnie, niech mu więc nieco czasu na to zostawią. Oni też nie naglili, ani się mu naprzykrzali, mając aż nadto pracy koło żołnierzy polskich i koło licznych w Moskwie Polaków, jeńców z czasu jeszcze wojen Batorowych i inflanckich tu internowanych, a teraz puszczonych wolno. Niektórzy z nich od lat 20 nie widzieli katolickiego kapłana, więc było powszechne ich życzenie, aby Jezuici stale tu „na misyi“ pozostali.
Dopiero d. 13 i 14 grudnia 1605 r. zawezwał ich do siebie Dymitr. W jakim celu? Nosił on się, jak wiemy, z wielkiemi planami. Przedewszystkiem chodziło mu o tytuł „cesarza z bożej łaski“, aby mu go przyznał papież i król Zygmunt, potrzebował też dyspensy papieskiej dla carowej Maryny, na przyjęcie „obrządku i wiary wschodniej“, rozumiejąc naiwnie, że mu jej papież udzieli. W tej delikatnej misyi wyprawił w listopadzie 1605 sekretarza swego Jana Buczyńskiego do nuncyusza Rangoni. Teraz zaś postanowił wyprawić posła do Stolicy św. z oznajmieniem swego carowania i z propozycyami, któreby przychylnie ją usposobiły dla jego żądań, przez Buczyńskiego nuncyuszowi przedłożonych.
Na Stolicy św. siedział Paweł V Borghese. Wiemy, z jakiem niedowierzaniem przyjął poprzednik jego Klemens VIII relacyą nuncyusza Bangoni o zjawieniu się Dymitra w Polsce. Zostawiając wolny bieg wypadkom, śledzić je kazał uważnie, aby w danej chwili wyzyskać je dla dobra katolicyzmu. Na list Dymitra datowany 24 kwiet. 1604 z Krakowa, odpowiedział w czarwcu t. r. nader uprzejmem brevem, upewniając o swej ojcowskiej życzliwości i przesyłając swe błogosławieństwo, ale nic wyraźnego nie obiecując. Nuncyuszowi też polecił popierać zabiegi Dymitra u króla Zygmunta, ale nie wysuwać się z niczem naprzód, żadnych nie przyjmować zobowiązań. Tej taktyki, bardzo zresztą roztropnej, trzymał się Paweł V. Przez sekretarza stanu, kard. Valenti, domagał się od nuncyu-
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 2.djvu/156
Ta strona została przepisana.