w kolegium składy broni i prochów przechowywano, jak to obszerniej w historyi lubelskiego kolegium (tom IV) opowiem.
Nic więc dziwnego, że złość, tłumiona w Proszowicach i Stężycy przeciw Jezuitom, wybuchła pierwszy raz w Lublinie. Po krótkiem przez Zebrzydowskiego zagajeniu zjazdu, którego zadaniem jest „Rzeczpospolitą od absolutum dominium ochronić i praktyki cudzoziemskie aby ustały“; po „najzapalczywszych“ mowach „dyabła-Stadnickiego“ i Siennińskiego, którzy wołali: „a iż król JM. na prawa i wolności nasze się targa, nas z prawy naszemi pospołu sprzedawa cudzoziemcom... tedy nam nie lżą, jeno rokosz złożywszy, posłuszeństwo mu wypowiedzieć“[1] — wystąpił Szczęsny Herburt z filipiką na Austryaków i Jezuitów. „Polskie królestwo, prawił, jest tak powabna wędka, która bardzo ich (dom austryacki) wabi, na które czyhają jako na tramontany, a causae adimantes do złego — nasi księża Jezuici. Wypadli z domu tego (austryackiego) jak kurczę z jaja; to są emissarzy, właśnie szalbierze, którzy nami handlują“. Po Herburcie wstąpił na trybunę Gorajski. Ten puściwszy wodze aryańskiemu rankorowi, na księży wołał: „A ci nasi mili Jezuitkowie niech się chlubią pobożnością, jaką chcą, ale oni przedsie sub praetextu pietatis i nas i was Katolików łupią, jako chcą. Ci, którzy mieli być jałmużnikami, tylko na kościołach swych poprzestawać, tak wiele wsi mają, miast, zamków (?!) i tak się zmocnili, że już nie jako pastores ovium, ale jako lupi rapaces na nas, na nasze dobra paszczęki rozdziawiają i snać, jako słychać, wojska na nas zbierać chcą. A także to przystoi tym ludziom, którzy sobie w sprawach wszelakich pobożność pokazywać mieli, którzy od przodków naszych tak wiele dóbr mają, na zginienie nasze czyhać, w nocy z senatory się zamykać[2] i na zepsowanie rzpltej naszej zszeptować się“? Następnie pouczywszy Jezuitów, że powinni patrzeć nabożeństwa, a nie wdawać się w politykę, dodaje: „Ale, rzeką, któż to mówi?... ewanielicy to tak wołamy: nie słychać o tem katolika. Słychać, mości pa-