pod krzyż Jezusa Chrystusa Syna Bożego i Zbawiciela świata, który imię swoje na nas włożył i o krzyżach naszych i prześladowaniu nas przestrzegł, obiecując św. Patryarsze naszemu miłościwą obronę“...
Kiedy Skarga zastawiał się tak wspaniale o całość i sławę zakonu, zdawał się już chylić do upadku „świętobliwy rokosz“[1], który, jak zwykle w Polsce wszystkie z szumem i trzaskiem podjęte przedsięwzięcia, buchnął w połowie sierpnia jak garść słomy płomieniem, „a już w połowie września ledwie szczypta popiołu z niego została. Zwlekło się pod Sandomierz od 6—12 sierpnia jakie 50.000 szlachty konno i zbrojno, koło 20 sierpnia było jej może jeszcze raz tyle. Było to istotnie zjechanie się „kupą“, bez ładu i składu, bez programu akcyi i przewodniej myśli. Sam Zebrzydowski, który jeszcze przed 6-tym sierpnia stanął w Pokrzywnicy, nie wiedział, czego właściwie chce i co z tą „kupą“ począć. Wreszcie dnia 12 sierpnia, „kupa“ odbyła pierwsze walne zebranie. Wybrano przez aklamacyę marszałkiem ks. Janusza Radziwiłła i deputatów porządkowych; spisano akt „kaptura czyli konfederacyi“, zawierający 16 artykułów regulaminu rokoszowego.
Obok jeneralnej konfederacyi zawiązały się, jak niósł zwyczaj, konfederacye wojewódzkie, przyczem nie obeszło się bez sporów, przymówek, a nawet gróźb, zrywania się do korda; 20 sierpnia ustanowiono sądy kapturowe, które dopiero 22-go funkcye swe rozpoczęły, i komisyę 12-tu, potem 24-ech, do spisania „utrat“, czyli grawaminów rzpltej wybrano.
Całych więc dwóch tygodni czasu potrzeba było do uorganizowania jako tako rokoszu, i to dzięki energii Stadnickiego, który na wszystkie tony i nuty krzyczał „cnej braci“ w uszy: „ej, mości panowie, nie traćcie czasu darmo, czynić trzeba,
- ↑ Tak go nazwał w kole rokoszowem wojewoda lubelski, Gabryel Tenczyński.